piątek, 25 sierpnia 2017

"Przepraszam" to za małe slowo

Witajcie moi kochani.

Jak napisałam w tytule, słowo "przepraszam" jest w tym momencie zdecydowanie za małe. Doskonale zdaję sobie sprawę, że pomimo złożonej wam obietnicy zniknęłam na długi czas. Niestety, ale zniknę ponownie...

To teraz krótkie wyjaśnienie. (Tak wiem, winny się tłumaczy, ale czuję się winna.) Sesja i egzaminy w tym roku były dla mnie potwornie męczące i niszczące organizm i głowę. Zdaje mi się, że część prowadzących zrobiło sobie wewnętrzny konkurs, kto obleje więcej studentów. I tak oto mój rok zmniejszyć się o 11 osób, a wiele musiało wziąć awans. Ja sama otarłam się o oblanie studiów, ale jakoś przeżyłam. Zaraz po ostatnim, sądnym egzaminie pojechałam na wakacje, najpierw do babci, a potem ze znajomymi, wiec komputera na oczy nie widziałam bite 2 tygodnie. Potem od razu po powrocie zaczęłam praktyki i trafiła się bardzo fajna robota w branży IT. I tak oto wasza biedna autorka jak po 7:00 wychodzi z domu, tak wraca po 22:00, cały czas siedząc przed ekranem komputera. Po całym dniu jestem tak zmęczona, że nie mysle o niczym, a szczególnie o powrocie do komputera, żeby coś napisać. Co prawda dziś kończę praktyki, ale za to w pracy termin nas ściga, wiec będę musiała duuużo prywatnego czasu poświęcić na nadrabianie zaległości. Tak że tego...

O wybaczenie nie prosze, jedynie proszę was o odrobinę zrozumienia.

Czy wrócę do pisania i kontynuowania opowiadania? Może. Kiedy? Nie wiem. Ale bardzo chcę doprowadzić moje opowiadanie do końca. Strasznie nie lubię niedokonczonyh historii i zrobię wszystko, żeby wypocić coś godnego uwagi.

Więcej was nie zanudzam i jeszcze raz proszę o zrozumienie i cierpliwość.

Do, mam nadzieje, niedalekiego napisania.

piątek, 14 lipca 2017

Egzaminy i wakacje

Cześć i czołem moi kochani czytelnicy!

Wiem, że spodziewaliście się dziś ujrzeć nowy rozdział, ale nastąpiły pewne zmiany. Dziś miałam ostatnią poprawkę i, chwała Ci Panie, jakimś cudem to zdałam i mogę oficjalnie nazywać się studentką trzeciego roku ;P

A wracając do PLM. Dziś sobie siedzę i czyszczę umysł z wiedzy, którą przez ostatnie dni do niej wbijałam. Niestety nie mam głowy do pisania. Kolejną sprawą jest mój wyjazd za 2 tygodnie. Nie będę miała wtedy dostępu do kompa, więc rozdział na pewno się nie pojawi. Aby rozwiązać ten problem wpadłam na pomysł. Otóż przesunę termin dodawania rozdziałów o tydzień. Zatem w okolicach 21.07. pojawi się Rozdział 18. I kolejnie już w porządku dwutygodniowym.

Mam nadzieję, że bardzo się za mnie nie pogniewacie. Mam już wakacje, więc postaram się trochę więcej czasu poświęcić opowiadaniu ;)

Pozdrawiam i do napisania :)

poniedziałek, 3 lipca 2017

Rozdział 16. "Witam w piekle."

Rozpoczął się właśnie kolejny dzień ferii zimowych. Za oknami bez przerwy padał śnieg, a temperatura była zastraszająco niska. Jedyny przyjaznym aktualnie miejscem było ciepłe łóżko i gruba kołdra. I właśnie to miejsce oblegane było przez wszystkich uczniów zamieszkujących Tokio i pozostałe miasta świętujące ferie. Wyjątkiem nie był pewien czarnowłosy młodzieniec. Dochodziła właśnie 11:00, a chłopak nie planował wystawiać choćby palca poza jego własną strefę ciepła. Już od dobrych dwóch godzin siedział z nosem w telefonie i zajadał przyniesione dzień wcześniej płatki kukurydziane. Jednak jego idealny plan został zaburzony przez pewnego osobnika płci męskiej, który z rozmachem otworzył drzwi do pokoju nastolatka.

- Budź się leniu i nierobie! - zawołał w progu.
- Nie śpię. - mruknął pod nosem.
- To wstawaj.
- Itachi no weź... Ferie są i jest zimno. - odparł Sasuke, głębiej zagrzebując się w kołdrę.
- Niestety, ale musimy załatwić coś bardzo ważnego.
- Co jest na tyle ważnego żeby wyciągać mnie dziś z łóżka? - zapytał nieprzekonany.
- Madara...

To jedno słowo, a właściwie imię, które rozeszło się echem po pomieszczeniu natychmiast rozbudziło wszelkie zmysły Sasuke. Ciemnowłosy natychmiast usiadł na łóżku i spojrzał zdziwiony na brata, mając nadzieję, że to tylko żart. Niestety poważna mina i zmartwiony wzrok starszego Uchihy mówił sam za siebie.

- Co ten stary oszust chce ode mnie? - zapytał.
- Dzwonił dzisiaj do mnie i powiedział, że chce się z tobą widzieć. Mam złe przeczucia co do tego. - odpowiedział starszy brat i usiadł na skraju łóżka.
- Jak myślisz, o co może chodzić?
- Obawiam się, że Madara chce przekabacić cię na swoją stronę i wpoić do Akatsuki. Chce mieć w garści nas obu. - podzielił się swoimi przypuszczeniami.
- Muszę poinformować resztę. - odparł Sasuke i chwycił za telefon.
- Nie! - wykrzyknął nagle starszy.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Nikt nie wie o tym telefonie i jeżeli Hebi zacznie się kręcić wokół miejsca naszego spotkania Madara może nas odkryć. Chyba nie chcesz, żeby twoi przyjaciele znaleźli się w niebezpieczeństwie?
- No to co mam robić?

Itachi milczał przez dłuższą chwilę analizując wszystkie punkty za i przeciw. Próbował znaleźć jakieś rozwiązanie. Sasuke przez cały ten czas nie odzywał się ani słowem. Czekał na decyzję, kilka słów, które mogą zaważyć o jego przyszłości. W końcu Itachi westchnął i oświadczył zrezygnowanym głosem:

- Zbieraj się. Chyba najlepiej dla nas i dla Hebi będzie, jeżeli pojedziemy na to spotkanie. Może Madarze chodzi o coś całkiem innego?
- Może...

Tymi słowami zakończyli rozmowę, a Itachi powoli opuścił pokój brata. Widać było, że mężczyzna jest przybity, a w głowie prowadzi istną wojnę z własnymi myślami. Już wiele lat temu obiecał sobie, że będzie trzymał Sasuke jak najdalej od wuja. A teraz musiał złamać własną obietnicę i wysłać brata w paszczę lwa.

Godzinę później bracia pędzili ulicami Tokio i niebezpiecznie szybko zbliżali się do biura Madary. W aucie Itaciego panowała grobowa cisza. Obaj bracia byli pogrążeni we własnych myślach.

Kiedy od biurowca wuja dzieliła ich zaledwie przecznica Itachi przełamał ciążącą już mocno ciszę.

-  Co zrobisz, jeżeli będzie chciał cię wciągnąć? - zapytał.
- Zgodzę się. - powiedział po chwili.
- Że co proszę?! - wykrzyknął zszokowany.
- No tak, skoro chce mieć nad nami kontrolę, to niech mu się wydaje, że ma. On będzie pewniejszy siebie, a my bezpieczniejsi. Odciągniemy od siebie podejrzenia i we dwójkę łatwiej będzie zniszczyć Akatsuki od wewnątrz.
- W sumie, to nie głupio gadasz. - podsumował Itachi i zaparkował samochód - No to czas na sąd. Ale obiecaj mi jedno. Nie daj mu zamydlić sobie oczu. On jest w tym naprawdę dobry.
- Spoko. W razie czego pieprznij mnie w łeb.
- Nie ma sprawy. - zaśmiał się starszy i opuścił pojazd.

Sasuke jeszcze zanim wyszedł na zewnątrz ustawił w telefonie kilka haseł i wyłączył sprzęt, po czym wrzucił go do skrytki pod siedzeniem. Tak na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo na jaki pomysł może wpaść Madara. Bracia weszli przez masywne drzwi i podeszli do recepcji. Malutka blondynka spojrzała na nich niepewnym wzrokiem i wymuszając uprzejmy uśmiech zapytała:

- Dzień dobry panie Uchicha, w czym mogę pomóc?
- Jestem wraz z bratem umówiony z Madarą. - odparł.
- Oczywiście już powiadamiam szefa.
- Dziękuję.

Dopiero kiedy odeszli w stronę wind Sasuke odezwał się do brata.

- Co ona taka wystraszona?
- Madara ceni sobie posłuszeństwo. Taka wystraszona dziewczyna nie zadaje pytań i robi tylko co do niej należy. Specjalnie taką wybrał. Mam nadzieję, że tylko dlatego. - odparł obserwując zamykające się drzwi windy.
- Nienawidzę gościa. - zgrzytnął zębami Sasuke.
- Ciii. - upomniał go starszy - Tu wszędzie są kamery, musisz cholernie uważać na to co robisz, mówisz, na kogo patrzysz i jak to robisz.
- Yhm, czaje. - mruknął cicho.

Itachi prowadził brata ciemnym korytarzem. Kto jak kto, ale Madara uwielbiał siać strach i niepewność w ludziach. Sasuke przywołał na twarz wyraz znudzenia i chłodnej obojętności. Wiedział, że wujowi się to spodoba. Jednak w głębi duszy bał się jak cholera. Nie miał pojęcia czego może się spodziewać. Itachi przywitał się w niebieskowłosym ochroniarzem i zapukał w masywne drzwi.

- Wejść! - zimny głos dobiegł z pomieszczenia.

Sasuke właśnie w tym momencie uświadomił sobie, że nie widział wuja od kilku ładnych lat, co go jedynie jeszcze bardziej zdenerwowało. Mimo to udało mu się utrzymać maskę znużenia.

- Witaj Madara. - odezwał się Itachi.
- Sasuke mój drogi! Jak ty wyrosłeś. Mogłeś choć z raz odwiedzić wuja. - mężczyzna kompletnie zignorował starszego z braci.
- Jakoś nie było okazji. - odparł znudzonym tonem.

Sasuke zauważył, jak Itachi lekko się spina słysząc ton brata. Jednak nastolatek miał plan i zamierzał się go trzymać do upadłego. Madara przyjrzał się uważnie bratankowi, po czym odparł w stronę długowłosego:

- Itachi, czy mógłbyś zostawić nas samych? Chciałbym coś omówić z twoim bratem.

Chłopak jedynie kiwnął sztywno głową i opuścił pomieszczenie.

- No to może usiądziesz? - zaproponował mężczyzna.

Sasuke spojrzał na niego znudzony i leniwie wykonał polecenie. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała absolutna cisza, a wnętrzności chłopaka skręcały się z nerwów.

- Mam dla ciebie propozycję. - odezwał się w końcu.
- Tak, bo przecież ty się odzywasz tylko jak coś chcesz. - fuknął Sasuke.
- Jak miło, że charakterek cię nie opuścił. - zaśmiał się.

Chłopak zauważył w oczach wuja niebezpieczny, a jednocześnie zadowolony błysk.

-'Uff... Udało się." - pomyślał chłopak i lekko się rozluźnił.

- Tak więc wracając do tematu, chciałbym, żebyś razem z bratem dla mnie pracował. Wiesz takie mniej lub bardziej ważne zadania. Jako mój bratanek będziesz miał większy szacunek u moich klientów niż pozostali. Oczywiście będziesz dostawał niemałe wynagrodzenie. Zapewnię ci też możliwość brania udziału w spotkaniach, zobaczysz jak prowadzi się prawdziwe interesy. Co ty na to? Układ z samymi korzyściami, nieprawdaż?

Przechwałkom i obietnicom Madary nie było końca. Od razu był widać, że mężczyźnie zależy na chłopaku.

- No nie wiem, czy mi się chce. - odparł kręcąc nosem.
- Ależ to wspaniała okazja na poznanie wielkiego światu biznesu.
- Jak dla mnie nudy. - upierał się przy swoim.
- Będę ci zapewniał wszelkie sprzęty. - obiecywał dalej.
- Przecież mam kasę, to sobie kupię.
- Ale nie takie jak ja mogę ci załatwić. - odparł konspiracyjnie Madara i sięgnął do biurka.

Na blacie pojawiło się niewielkie pudełko. Sasuke z ostrożnością wziął go do ręki i otworzył. W środku znalazł nowiutkiego smartfona firmy Apple i MacBooka.

- Przecież tej wersji nie ma jeszcze w sprzedaży. - odparł ze szczerym zdziwieniem.
- Mówiłem, że opłaci ci się współpraca ze mną.

Madara był pewny swego, a chłopak oglądał nowy sprzęt i udawał, że się zastanawia. Spojrzał na wuja i widział, że na go w kieszeni. Przywołał na twarz lekki, pewny siebie uśmiech i odparł:

- Podoba mi się twoja propozycja i chyba na nią przystanę.
- Cudownie. Gwarantuję, że nie pożałujesz. - Madara ponownie otworzył szufladę biurka, ale tym razem wyjął z niej dokumenty - Wystarczy, że tu podpiszesz i wszystko co tylko zapragniesz będzie twoje.

Sasuke przeleciał wzrokiem pismo i od razu zauważył specjalnie ukrytą dodatkową stronę. Ktoś, kto się w takich rzeczach nie orientuje z pewnością nie byłby w stanie dostrzec tego oszustwa. Chłopak jednak nie dał po sobie poznać, że zorientował się i zamaszystym ruchem złożył u dołu strony swój podpis.

- Coś jeszcze ode mnie chcesz, czy mogę iść? Jestem już umówiony. - odezwał się arogancko nastolatek.
- Nie nie, oczywiście, że możesz iść. Przekaż Itachiemu, że ma cię wprowadzić. - odpowiedział mu zadowolony z siebie Madara.
- A w co takiego? - zapytał.
- W Akatsuki mój chłopcze. - na ustach pojawił się upiorny uśmiech, a Sasuke wiedział, że czym prędzej musi wyjść z tego pokoju.

Bracia bez słowa opuścili budynek i wsiedli do samochodu. Dopiero kiedy pojazd wskoczył na ulice miasta Sasuke zabrał głos:

- Właśnie podpisałem cyrograf.
- Czyli tak jak przypuszczaliśmy. Chciał nas mieć pod kontrolą. - pokiwał głową mężczyzna.
- Oczywiście mają wbudowany GPS i podsłuch? - zapytał Sasuke oglądając otrzymane sprzęty.
- No jasne, nie na darmo ci je dał.
- Jednak zostanę przy starych. - odparł chłopak i włączył swój telefon.
- Nie możesz. Na pewno zauważy, a żaden normalny człowiek nie pozbędzie się takiego prezentu. Musisz używać ich, ale rozważnie i z głową. Sprawy Hebi załatwiaj na starym telefonie, a na tym całą resztę. Szkołę, spotkania z przyjaciółmi. - pouczył go starszy brat.
- Masz rację. - przytaknął.
- Ja zawsze mam rację.
- No tak, na pewno. - przewrócił oczami Sasuke - Powiesz mi jeszcze coś mądrego?
- Tak. - odezwał się poważnie Itachi i spojrzał na brata przeszywającym na wskroś wzrokiem - Witam w piekle.

Reszta drogi minęła chłopakom w ciszy. Kiedy wrócili do domu Sasuke zadzwonił po Naruto i kazał przekazać mu reszcie, że zarządza nadzwyczajne spotkanie u niego w posiadłości.

Całe Hebi zebrało się w przeciągu godziny. Takie spotkania były rzadkością, a szczególnie, kiedy nie były organizowane w siedzibie.

- No to powiesz nam w końcu o co chodzi? - zapytał się zniecierpliwiony Kiba.

Sasuke spojrzał na brata i ze skwaszoną minął opadł na kanapę. Jeszcze przez chwilę układał sobie w głowie całą wypowiedź, aż w końcu wyrzucił z siebie jednym tchem:

- Spotkałem się dzisiaj z Madarą i zostałem wciągnięty do Akatsuki.

Szok i niedowierzanie. Takie uczucia jako pierwsze przewinęły się przez twarze zebranych. Następne były: złość, zdezorientowanie i nieufność.

- Zdrajca! - wykrzyknął Naruto zrywając się z krzesła.
- Zamknij się matole. Jakbym był zdrajcą, to nie siedzielibyście tu teraz. - zganił go chłopak.
- No w sumie racja.
- To może na początek opowiadaj. - zaproponowała Sasura.

Sasuke kiwnął głową w geście zgody i rozpoczął wcale nie tak długą opowieść.

Całe Hebi do wieczora siedziało i omawiało wydarzenia minionego dnia. Wspólnie stwierdzili, że koniec końców taki układ może się im porządnie opłacić. Wystarczy, żeby Sasuke zyskał pełne zaufanie Madary. Został także aktywowany nowy numer chłopaka, a Kiba i Naruto dostali bezwzględny zakaz kontaktowania się z młodym Uchihą w sprawach Hebi. Cała ekipa była więcej niż pewna, że któryś z nich pomyli numery i zdradzi ich Madarze i jego szpiegom. Tego popołudnia powstało wiele nowych środków ostrożności, ale przy odpowiedniej organizacji byli w stanie wszystko połapać. W końcu, jak stwierdzili, byli w stanie zorganizować samodzielnie wszystkie wspólne wyjazdy, to i z tym sobie poradzą.

Dochodził wieczór, a przyjaciołom coraz bardziej zaczynało odwalać. Zamiast omawiać nowe strategie i plany zniszczenia Madary, Kiba zjeżdżał po poręczy schodów udając, że jest Tarzanem, Sakura leżała na podłodze bawiąc się z Akamaru, a reszta dziewczyn plotkowała o nowym chłopaku jakiejś modelki. Zaś Naruto z Shikamaru i Lee zakradli się do barku Uchihów i ukradli mocno procentowe trunki. Koniec końców, w posiadłości wywiązała się głośna i mocno zakrapiana impreza. No, ale przynajmniej wszystkim było ciepło.


~*~*~

Na początek, znowu przepraszam za opóźnienie. Od dłuższego czasu mam na prawdę sporo roboty na uczelnię. Ciężko jest ogarnąć wszystko na raz, a jeszcze ciągle mi jakiś gości do domu ciągnie ;P

Po drugie, znowu nie sprawdziłam błędów... Nie mam siły, możecie mi je powytykać, jeżeli będzie wam się chciało ;)

Kolejne, to to, że rozdział jest lekko krótki, ale za to ważny. Dosyć niedawno wpadłam na pomysł wprowadzenia Saska do Akatsuki, przez co opowiadania nabierze trochę tempa i bardziej skupimy się na chłopaku. Mam nadzieję, że spodobał wam się taki dzień od strony Uchihów. Wprowadzając ten wątek częściej pojawiać się będą takie notki, ukierunkowane na tą postać.

I na koniec klasycznie proszę o opinie. A i odnośnie tych komentarzy na temat problemów z dodawaniem komentarzy (tak wiem masło maślane ;P) Jak skończę sesje to zerknę co jest nie tak z tymi wersjami na telefon. W ogóle blogger coś świruje i mi oddziela kolor nagłówka od tła, co kole moje oczy (chociaż wartości RGB są identyczne i kolory nie maja prawa się różnić). Ale postaram się naprawić obie rzeczy. 

A na razie  życzę wam miłych wakacji (och nawet nie wiecie, jak Wam zazdroszczę) i...

Do napisania! :D

sobota, 17 czerwca 2017

Rozdział 15. Ferie

- Wow, ile śniegu!
- Jak tu pięknie!

Całe Hebi siedziało przyklejone do okien pociągu, który zmierzał do stacji w miasteczku Kutchan. Jakieś dwa dni przed wyjazdem Ino i Shikamaru zlitowali się nad marudzącymi przyjaciółmi i zdradzili dokąd wybierają się w czasie tegorocznych ferii. Otaczały ich malownicze krajobrazy i mili ludzie. Zdecydowana większość paczki nie mogła się już doczekać, kiedy znajdą się na zaśnieżonym stoku. Wyjątkiem była Sakura, Hinata i Naruto. Dwie pierwsze nigdy wcześniej nie jeździły na nartach ani na snowboardzie, więc były lekko zdenerwowane i niepewne, czy w ogóle uda im się ustać na nogach. Naruto zaś był typem ciepłolubnej osoby, więc siedział ze skwaszoną miną i jęczał pod nosem.

- Ale dlaczego góry, a nie jakiś ciepły zakątek?
- Bo mamy ferie ZIMOWE, a nie letnie. - odparł ze znudzeniem Sasuke.
- No a co to przeszkadza?
- To, że zostałeś przegłosowany. I zamknij się już, bo mnie wkurzasz.

Blondyn fuknął oburzony i ponownie założył ręce na piersi.

Po kolejnych kilkunastu minutach pociąg nareszcie zaczął zwalniać, a wokół pojawiły się zabudowy. Grupa nastolatków zaczęła zbierać swoje bagaże i kierować się ku wyjściu. Choji oprócz swoich walizek trzymał również Naruto za bluzę, nie pozwalając chłopakowi uciec.

- Dobra, to gdzie śpimy? - zapytała Sakura, rozglądając się po miasteczku.
- W M&K Namikaze. - odparła Tenten.
- Że gdzie? - zdziwiła się Hinata, a Sakura przystanęła w miejscu.
- No tak, to sieć moich rodziców. - odparł Naruto szczękając przy tym zębami.
- No nie źle. - podsumowała Sakura.

Po dłuższym spacerze dotarli pod gmach pięciogwiazdkowego hotelu. Naruto, kiedy tylko zobaczył zarys budynku pognał przed siebie, ku upragnionemu ciepełku. Kiedy pozostali dotarli do drzwi chłopak już rozmawiał z uśmiechniętą recepcjonistką.

- Witam w M&K Namikaze, wasz apartament znajduje się na piątym piętrze, pokój ma numer 503. SPA znajduje się na poziomie -1 i macie do niego wolny dostęp. Śniadania dostarczane są do godziny 10, w pokojach znajduje się menu, a zamówienia składane są telefonicznie. Na obiady zapraszam do hotelowej restauracji w dowolnych godzinach. Życzę miłego pobytu. - dziewczyna podała klucz Naruto, który podziękował i skierował się ku windom.

Apartament był ogromny. Zaraz za wejściem rozpościerał się wielki salon, z 60 calowym telewizorem i zestawem audio oraz xbox-em. Na środku znajdowały się spore kanapy i niski stolik, a po lewej rozciągała się przeszklona ściana z wyjściem na taras, skąd rozpościerał się widok na ośnieżone szczyty górskie. Po przeciwnej stronie pomieszczenia znajdowały się drzwi prowadzące do sporych sypialni. Dwie z nich były czteroosobowe, zaś pozostałe dwie - dwuosobowe. Z każdą sypialnią połączona była niewielka, lecz dobrze wyposażona łazienka.

- No to co powiecie na wieczorny wypad na stok? - zapytał Kiba, co skomentowane zostało głośnymi okrzykami wesołości.
- Eee, ale przecież dopiero przyszliśmy. Jest tu tak ciepło i przyjemnie. - zaczął wykręcać się Naruto.
- Nie marudź tylko się ubieraj. - zawołała Ino tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Wiecie, my też zostaniemy. - odezwała się nagle Hinata - Dziś już jest trochę za późno na naukę, więc chętnie odpoczniemy w SPA, a wy się wyszalejecie.
- No macie rację. - odparł Shikamaru - To my się zbieramy. Miłej zabawy.
- I wzajemnie.

Po niedługim czasie wszyscy gotowi byli do wyjścia, a Naruto raz po raz obdarzał swoje przyjaciółki wdzięcznymi spojrzeniami. Trójka przyjaciół pożegnała się z pozostałymi i zjechała windą do podziemi budynku. Kiedy tylko drzwi się otworzyły dobiegła ich przyjemna woń kadzideł i balsamów.

- Nie wiem jak wy, ale ja idę do Sauny. Muszę się porządnie wygrzać.
- My chyba wybierzemy się na masaż i może jakieś maseczki z alg. - odpowiedziała Sakura.
- No to spotykamy się na górze? - zaproponował.
- Dobry pomysł.

Chwilę potem siostry zniknęły za jednymi z drzwi. Ich oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie z fotelem do masażu i sporą kanapą. Zza parawanu wyszła młoda, złotowłosa kobieta.

- Witam panie. W czym mogę pomóc? - zapytała uprzejmnie.
- Chcemy się odprężyć. - odparła Hinata.
- To dobrze panie trafiły, zapraszam.

Sakura położyła się na stole do masażu, a Hinata na kanapie. Kobieta zaczęła od ciemnowłosej. Nasmarowała jej twarz pięknie pachnącym mleczkiem nawilżającym, po czym nałożyła maskę, a oczy przykryła ogórkami. Po tym zajęła się masowaniem pleców Sakury. Dziewczyna aż mruczała z przyjemności. Siostry nawet nie zauważyły kiedy minęła godzina, a ich wizyta w SPA dobiegła końca. Były odprężone i zadowolone.

Kiedy wróciły do zajmowanego apartamentu zastały Naruto grającego na xbox-ie i zajadającego się kanapkami.

- O, nareszcie wróciłyście. - odparł chłopak - Zamówiłem nam kolacje, częstujcie się.

Siostrom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Dopiero jak poczuły zapach kolacji uświadomiły sobie, jak bardzo były głodne. Wieczór w towarzystwie Naruto minął w bardzo wesołej atmosferze. Dopiero kiedy na zewnątrz zrobiło się całkowicie ciemno drzwi do apartamentu się otworzyły, a do pomieszczenia wpadli zmęczeni, ale zadowoleni nastolatkowie. Wszyscy, jak jeden mąż, padli na kanapy.

- I jak było? - zagadnęła Sakura.
- Zarąbiście! - zawołał Kiba - A Neji zarobił tak piękną wywrotkę, że nadawała by się na hit YouTube.
- Ej no, nie przesadzaj. - oburzył się wspomniany chłopak.
- Wybacz, ale tym razem zgodzę się z tym pajacem, to było piękne. - zaśmiała się Tenten.
- Co się tam wydarzyło? - zaciekawiła się Sakura.
- Chłopaki klasycznie się ścigali, a Neji nie zauważył muldy i na pełnym gazie najechał na nią. Wybiło go pięknie, tylko z lądowaniem było gorzej. Narty mu zostały z tyłu, a sam poleciał na twarz. - wyjaśniła Ino, powstrzymując się przy tym od śmiechu - Szkoda, że nie nagrywaliśmy.

Pozostali tylko się zaśmiali i już po niespełna pół godzinie wszyscy zniknęli w pokojach. Zmęczeni szybko zasnęli.

Kolejny dzień przywitał Hebi pięknym słońcem i błękitnym niebem. Śnieg cudownie się skrzył i aż zapraszał do wyjścia na spacer. Nastolatkowie obudzili się dopiero koło 12, przez co nie zdążyli na hotelowe śniadanie i musieli wybrać się do miasta. Znaleźli miłą knajpkę w centrum, skąd udali się prosto na stok. Sakura i Hinata wynajęły narty, a Shikamari i Shino zadeklarowali się, że nauczą je jeździć. Naruto załapał za swój ukochany snowboard i szybko udał się na wyciąg, barwnie wyklinając niską temperaturę.

- Nie przejmujcie się nim. - odparł do sióstr Shika - Zjedzie trzy razy i będzie zadowolony. Uwielbia narzekać na zimno, ale jeszcze bardziej kocha deskę.

We czwórkę skierowali się na oślą łączkę, by dziewczyny mogły poznać podstawy.

- Na początek musicie nauczyć się upadać i wstawać? - powiedział Shino.
- Upadać? - zdziwiła się Sakura.
- Tak, ważne to jest, szczególnie na początku, kiedy nie panujecie do końca nad nartami. Jak się rozpędzicie, albo nie będziecie w stanie kogoś, bądź czegoś ominąć lepiej będzie się położyć i w tem sposób wyhamować, niż w coś przywalić. - wyjaśnił drugi chłopak.
- Trochę w tym racji jest. - przyznała Hinata i z uwagą słuchała instruktorów.

Po kilkunastu minutach dziewczyny umiały już zjeżdżać z górki tak zwanym pługiem i powoli uczyły się skręcać. Nie raz boleśnie spotkały się z twardym śniegiem, ale nie poddawały się. Podziwiały też cierpliwość chłopaków, bo niektóre elementy przychodziły im bardzo topornie.

- No dawaj Saki, doginasz prawe kolano i jedziesz w lewo. Super. Teraz w drugą. - instruował ją Shino.

Drugą z sióstr zajął się Shikamaru. Pokazywał właśnie Hinacie, jak powinna trzymać narty, żeby nie zsuwać się ze soku.

Po kolejnych 30 minutach chłopaki zostawili dziewczyny same, żeby poćwiczyły sobie to, czego się dziś nauczyły, a sami poszli na duży wyciąg.

- Nie jest to takie trudne, jak się na początku wydawało. - odparła Sakura.
- No, myślę, że przez ten tydzień co nieco się nauczymy.
- Chłopaki fajnie wszystko tłumacza, byli by dobrymi instuk... AŁA!

Wypowiedź Sakury została przerwana piękną wywrotką prosto na twarz, co zostało skomentowane głośnym śmiechem siostry. Zanim prywatni instruktorzy pojawili się z powrotem, Dziewczyny zarobiły jeszcze kilka wywrotek, ale mimo to widać było, że czują się coraz pewniej na nartach.

- Dobrze wam idzie. - powiedział z uznaniem Shikamaru.
- Dzięki, mamy dobrych nauczycieli. - zaśmiała się Sakura.

Shino lekko się zmieszał na te słowa, ale nim zdołał cokolwiek odpowiedzieć usłyszeli przeraźliwy krzyk. Jak na komendę odwrócili się w stronę dźwięku i zobaczyli jak ktoś mknie z zawrotną prędkością w dół stoku, po czym zatrzymuje się na siatce.

- Czy to był Kiba? - zapytał się w ogóle nie zdziwiony głosem Shino.
- Coś mi mówi, że tak. - odparła Hinata i szybko odpięła narty.

Kiedy czwórka przyjaciół dobiegła do poszkodowanego, pozostała część Hebi już zdążyła zjechać ze stoku.

- Nic mi nie jest! - zawołał Kiba odkopujący się ze śniegu i próbujący pozbyć się oplatającej go siatki.
- Stary, mocno rąbnąłeś. - skwitował Sasuke.
- No trochę. - przyznał mu rację chłopak - Ale naprawdę nic mi... Aj! Kuso!
- Co ci? - zapytała zmartwiona Ino.
- Ręka mnie jakoś tak boli.
- No i pięknie, czeka nas wizyta na pogotowiu. - załamał się Shikamaru.

Po chwili pojawili się medycy i przetransportowali Kibę do pobliskiego szpitala. Sasuke poszedł razem z nimi, żeby przypilnować kolegę. Pozostali zaś odpuścili sobie dalsze narty i wrócili do hotelu.

Dwójka chłopaków wróciła dopiero po kilku godzinach. Kiba ze skwaszoną minął wszedł do apartamentu. Od razu w oczy rzucił się sporych rozmiarów gips.

- I? - zapytał krótko Naruto.
- Złamana...
- No to jak na razie i tak nie wrócimy na narty, to proponują wypad na miasto i małą imprezkę. - odezwał się Naruto, podrywając z kanapy.

Kiba natychmiast się ożywił i poparł przyjaciela. Pozostali również przystali na propozycję chłopaka. Nie minęło wiele czasu, a wszyscy byli gotowi do wyjścia.

W ciągu dnia opustoszałe miasteczko, okazało się wyjątkowo żywe po zmroku. Nieliczne bary i kameralne knajpki były pełne bawiących się ludzi. Hebi wybrali jedną z mniejszych i na wstępie poprosili po piwie dla każdego. Niedługo później zamieniło się ono w coraz to więcej butelek Sake i innych trunków. Koło północy Kiba był już królem parkietu, z dwiema ciemnowłosymi pięknościami przy boku.Shino zaś rozgadał się i dyskutował z Shikamaru i Chojim na jakiś niezwykle ciekawy temat. Ino, Sakura i Tenten flirtowały z niezwykle przystojnym barmanem, Sasuke zaś warczał na klejące się do niego dziewczyny. Lee i Neji siedzieli gdzieś w kącie i siłowali się na rękę, natomiast Naruto zdecydowanie za dużo uwagi, jak na zwykłego kolegę poświęcał Hinacie. Co ciekawe, kompletnie jej to nie przeszkadzało.

Godziny mijały, alkohol się lał, a nasi bohaterowie coraz bardziej odpływali ze świata rzeczywistego. Koło 3 nad ranem ktoś zarządził powrót do hotelu, który do najłatwiejszych nie należał. Dosłownie każdy niósł każdego i trasa, którą można było przebyć w 15 minut zajęła 4 razy więcej. Na szczęście wszyscy w końcu znaleźli się w łóżkach. Niekoniecznie swoich, ale kto by się tym przejmował.

Poranek, a właściwie popołudnie następnego dnia było bardzo ciężkie. Kac jaki dopadł przyjaciół był potworny. Na szczęście obsługa widziała w jakim stanie wrócili oni do hotelu i zlitowała się nad nimi. Dostarczono im do pokoju lekkie, lecz obfite śniadanie, leki przeciwbólowe i kilka litrów wody.

Po dłuższym czasie wszystkim udało się doprowadzić do ładu, ale nikt nie miał ochoty na wychodzenie gdziekolwiek. Dlatego też reszta dnia zleciała na grach i śmiechach.

Jednak pozostałe dni wróciły do "normy", czyli rano stok, wieczorem klub. Ale nikt nie pozwoli sobie na tak wiele alkoholu jak pierwszego dnia.

Co do Kiby, stwierdził on, że szkoda mu ferii na złamaną rękę i jeździł z gipsem. Na początku było dużo śmiech, bo miał on problem z utrzymaniem równowagi przez ciężar z jednej strony. Ostatecznie jednak udało mu się przyzwyczaić do tego.

Sakura i Hinata ostro uczyły się jazdy na nartach i już po 2 dniach przeszły na większą górkę, gdzie Shino i Shika pokazali im jak balansować ciałem, żeby sprawniej skręcać. Były świadkami jeszcze kilku widowiskowych wywrotek i wyścigów o niemałe stawki. Na szczęście obyło się bez większych uszczerbków na zdrowiu.

Aż w końcu nadszedł czas powrotu.

- Nie chcę wracać. - jęczał Naruto.
- Jeszcze niedawno nie chciałeś tu jechać. - odparł ze śmiechem Choji.
- Ale teraz nie chcę wracać!
- Jak dobrze, że mamy jeszcze kilka dni wolnego. - odparła Ino pakując ostatnie rzeczy.
- Odpoczniemy po feriach. - zaśmiała się Tenten.
- No, moja wątroba ma dosyć. - zaśmiał się Kiba, a pozostali mu zawtórowali.
- Wszyscy gotowi? - zapytał po chwili Sasuke.
- Tak jest!
- No to w drogę. - zarządził i jako pierwszy opuścił pomieszczenie.
- Jakby nie patrzeć, to były udane ferie. - podsumował Kiba i równiesz wyszedł na korytarz.

Pozostali w dobrych nastrojach również wyszli z apartamentu i rozpoczęli drogę powrotną do szarej rzeczywistości.


~*~*~ 

Jest 1:20 a ja kończę rozdział. Już nie myślę i nie dałam rady sprawdzić błędów, więc jak takowe się pojawią z góry przepraszam. 

Klasycznie liczę na opinie i komentarze :D

Do napisania!

piątek, 2 czerwca 2017

Pomiędzy światami

Cześć kochani!
Jak mówiłam na Instagramie, dziś zamiast kolejnego rozdziału pojawia się opowiadanie konkursowe. ;) Więcej powiem na końcu i na razie zapraszam do czytania.

~*~

Biegła przez wąskie ulice otoczone starymi, lecz malowniczymi kamienicami. Jej długie różowe włosy łopotały na wietrze, a kolorowa torba obijała się o bok.

- Cholera! Cholera! Cholera! Znowu się spóźnię Profesor Diana mnie zabije! – krzyczała na siebie w myślach.

Dziewczyna wypadła zza rogu i jej oczom ukazał się potężny gmach Czeskiej Akademii Sztuk Pięknych. Studiowała tam dopiero drugi semestr, ale już zdołała podpaść połowie prowadzących. A powód był jeden – nagminne spóźnienia.

Różowowłosa dziewczyna na pełnym biegu wpadła do budynku i nie zwalniając pomknęła ku schodom. Już po chwili przemierzała piętro, na którym właśnie odbywały się jej zajęcia. Zatrzymała się dopiero w momencie, gdy dotarła do sali 113. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 8:20 po czym przeklęła w duchu i delikatnie otworzyła drzwi. Miała cichą nadzieję, że pani profesor będzie zajęta jakimś studentem i nie zauważy jej wtargnięcia. Niestety, nadzieja matką głupich.


- Panna Anděl, cóż za niespodzianka! – zawołała głosem pełnym sarkazmu i jadu.

- Wybacz pani profesor, to się już więcej nie powtórzy. – odparła ze skruchą dziewczyna.

- Mówisz to za każdym razem. Siadaj i bierz się do pracy. – zganiła ją i wróciła do krytykowania pracy jakiejś biednej brunetki.


Och, jak ona nienawidziła tej kobiety! Profesor miała ponad 50 lat i była tak zwaną starą panną z kotem, a swoje napięcie seksualne rozładowywała na niewinnych studentach. Dziewczyna zasiadła przed sztalugą na wysokim krześle i spojrzała na podwyższenie, które usytuowane było na środku sali. Na prostej sofie siedział dobrze zbudowany i przystojny mężczyzna. Domyśliła się, że skoro modelem jest Mark, to mają dziś ćwiczenia rysunku. Nie tracąc więcej czasu chwyciła za torebkę w poszukiwaniu potrzebnych przyborów. I wtedy dotarło do niej coś strasznego, otóż cały piórnik został na jej biurku. Zaczęła przegrzebywać torebkę z nadzieją znalezienia choćby kawałka rysika, ale jej starania nie przyniosły skutku. Już miała zacząć wyklinać wszystko na czym świat stoi, kiedy usłyszała za plecami znajomy głos.

- Pst, Nicole.


Dziewczyna odwróciła się i ujrzała nieziemsko przystojnego, błękitnookiego chłopaka. Jego czarne włosy były lekko rozczochrane, a na wąskich ustach błąkał się wyraz rozbawienia. W wyciągniętej ręce dzierżył ołówek.

- Nataniel, jesteś wielki. – wyszeptała do przyjaciela z ulgą w głosie.

Nicole ponownie odwróciła się w stronę czystej kartki, nim profesor Czepialska zdążyła ją zrugać za rozmowę w czasie zajęć i skupiła wzrok na modelu. Już po chwili na arkuszu pojawiły się pierwsze kreski. Z czasem, im więcej elementów obrazu się pojawiało, tym jej umysł bardziej oddalał się od ciała. Pozwoliła ponieść się sztuce. Zawsze tak się działo, gdy siadała przed płótnem. Jej wzrok był zamglony, ale mimo to ręka doskonale wiedziała co robić. Mięśnie same wyprowadzały kolejne linie, cienie, detale. Zdążyła przez tą krótką chwilę stracić rachubę czasu. Nie wiedziała, czy rysuje od 10 minut, 2 godzin, czy tygodnia. Nie liczyło się nic, prócz kartki, ołówka i modela.


- Co to ma być?!


Nicole o mało nie spadła z krzesła, kiedy ostry głos profesor wybił ją z transu w jakim się znalazła. Zamrugała kilkukrotnie i dopiero wtedy dostrzegła, co wyszło spod jej ręki. Postać modela była niesamowicie realistyczna, a rysunek wykonany był z niewyobrażalną dbałością o szczegóły, ale…


- O nie Znowu to zrobiłam… - zganiła się w myślach i czekała na naganę nauczycielki.


Otóż postać na rysunku była w połowie człowiekiem, a w połowie zwierzęciem. Goła klatka piersiowa Marka była umięśniona i idealnie odwzorowana, podobnie szerokie ramiona i silne ręce. Przystojna twarz przyciągała uwagę, ale jeszcze bardziej wyłaniające się z kosmatych pukli włosów puchate niedźwiedzie uszy. Natomiast nogi poniżej kolan zostały pokryte sierścią, a stopy zamieniły się w potężne łapy. Z obrazu biła siła i pewnego rodzaju magia, której dziewczyna nie rozumiała.


- Pragnę pannie przypomnieć, że trwają właśnie zajęcia z portretu, czyli odwzorowywania rzeczywistości, a nie abstrakcja. Jeszcze jeden taki wybryk, a osobiście dopilnuję, aby nie ukończyła panna naszej akademii! – zrugała ją – Koniec zajęć! Wynocha! – krzyknęła do uczniów ostrym tonem.


Nicole jako pierwsza wyleciała z sali, żeby przypadkiem jeszcze bardziej nie rozeźlić profesor. W połowie schodów prowadzących na parter poczuła ucisk na ramieniu. Był to Nataniel, jej najlepszy przyjaciel, z którym znała się praktycznie od zawsze. Chłopak był tak wysoki, że Nicole musiała zadrzeć głowę do góry, by spojrzeć w jego wiecznie śmiejące się błękitne oczy.


- Co tym razem? – zapytał na wstępie.

- Nie dość, że nie podłączyłam sobie telefonu na noc do prądu, przez co się rozładował i nie zadzwonił budzik, to jeszcze nie spałam pół nocy. – tłumaczyła, żywo przy tym gestykulując.

- Znów ten sen? – zapytał zmartwiony.

- Ta… - odparła, po czym ponowiła wędrówkę po schodach.


Nicole miała dzisiaj jeszcze wykłady z barw i ćwiczenia z rzutów w sztuce, nie tak źle. Na obiad będzie już w domu. Kiedy kierowała się do wschodniego skrzydła akademii dostrzegła kątem oka, że Nataniel się jej przypatruje i chichocze pod nosem.


- Co znowu? – warknęła w stronę przyjaciela.

- Czy widziałaś się dzisiaj w lustrze? – zapytał rozbawionym głosem.


Lekko zdezorientowana Nicole odwróciła się w stronę szyby, w której dobrze było widać jej odbicie i właśnie wtedy zrozumiała o czym mówił chłopak. Miała na sobie zielone spodnie, fioletową koszulkę z motywem tęczy, bluzę w kropki i dwa różne trampki. Całości dopełniały różowe włosy i ciemne tatuaże wystające spod podwiniętych rękawów. Nicole jęknęła cicho, po czym machnęła ręką ze słowami:


- Pieprzyć to. I tak gorzej już być nie może.


Chwilę potem weszli i do auli, gdzie miał odbyć się wykład. O dziwo reszta dnia nie przyniosła nowych niespodzianek.


~*~


Stała w ciemnościach, otaczały ją obumarłe drzewa i suche trawy. Na niebie nie było ani gwiazd, ani księżyca. Wokół panowała grobowa cisza. Próbowała się ruszyć, ale nie mogła. Spojrzała na dół. Jej nogi były otoczone przez czarne pnącza. Nagle usłyszała trzask łamanych gałęzi i ciężki oddech… czegoś. Zaczęła się rozglądać wokół, ale nic nie dostrzegła. Dźwięk dochodził jednocześnie zewsząd i znikąd. To coś znajdowało się coraz bliżej, czuła to. Zaczęła się szarpać, aż udało jej się uwolnić, po czym rzuciła się biegiem przez las. Czuła, jak gałęzie uderzają ją w twarz i nogi. Poczuła, że jakiś kolec rozerwał jej skórę na ramieniu, ale nie mogła się zatrzymać. Musiała biec. Uciekać. To coś się zbliżało, czuła jego stęchły oddech na plecach. Nagle się potknęła i upadła u podnóża uschniętego dębu. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyła były czerwone ślepia i uczucie rozrywającego bólu.


Nicole zerwała się z łóżka z krzykiem. Była cała spocona, a jej dłonie drżały.


- Znowu, znowu ten sam sen. Co to ma oznaczać?


Kiedy trochę się uspokoiła spojrzała na zegarek, który wskazywał 4:00. Na uczelnię miała dopiero na 9:00, ale wiedziała, że nie zdoła już zasnąć. Usiadła zatem przy biurku, włączyła światło i zaczęła rysować. Po chwili na kartce pojawiły się czerwone, żądne krwi ślepia. Spojrzała na ścianę nad stołem. Wszędzie wisiały sceny z koszmaru, który właśnie przeżyła. Męczył on ją od kiedy skończyła 12 lat. Mówiła o tym rodzicom, była nawet u psychologa, ale nikt nie był w stanie jej pomóc. Kiedyś koszmar pojawiał się raz w miesiącu, czasem rzadziej, ale ostatnio nękał ją praktycznie co noc. Przesiedziała tak kolejną godzinę, aż postanowiła udać się pod prysznic, by przegonić czarne myśli. Lodowata woda spływała po jej plecach, zmywając pozostałości po potwornym śnie i przygotowując ją na kolejny dzień.


Dziś wybrała bardziej stonowany strój. Ubrała swoje ulubione podarte jeansy, czarne botki na obcasie, bordową koszulkę i luźny, kremowy sweter. Nicole przyjrzała się swojemu odbiciu. Stała przed nią niska dziewczyna, której ramiona, plecy i uda pokrywały liczne tatuaże, a długie do pasa różowe włosy opadały falami na ramiona. W prawym uchu miała tyle kolczyków, że straciła już rachubę, ile ich tam faktycznie było. Dziwiła się, że rodzice zgadzają się na to, aby wyglądała tak jak wygląda. Nicole westchnęła głośno i wyszła z pokoju. Mieszkanie w jakim mieszkała wraz z rodzicami było niewielkie, lecz bardzo przytulne. Mama dziewczyny była śliczną kobietą, która zarażała optymizmem. Ojciec zaś był zdecydowanie bardziej poważnym człowiekiem, ale kiedy się go bliżej poznało okazywał się bardzo uczuciowym mężczyzną. Obydwoje byli dosyć wysocy i posiadali ciemnobrązowe włosy. Nicole wiele razy zastanawiała się, dlaczego jest ona malutką blondynką i nie odziedziczyła po rodzicach żadnych cech wyglądu. Zawsze jednak tłumaczyła sobie to mutacją genetyczną, bo podobno jej świętej pamięci babka bardzo ją przypominała.


- Wszystkiego najlepszego, kochanie! – zawołała znajdująca się w kuchni kobieta – Nie mogę uwierzyć, że masz już 20 lat!

- No tak mam dzisiaj urodziny. – przypomniała sobie nagle.


Po krótkich życzeniach i uściskach, mama Nicole ponownie się odezwała:


- Długo masz dzisiaj zajęcia?

- Nie, tylko historię sztuki, ale potem idę jeszcze z Natanielem na pizzę. – odpowiedziała.

- Super, to zaproś go tuta, to dostaniesz od nas porządny prezent, bo teraz nie ma na to czasu. – odparła wesoło kobieta.

- Jaki prezent? – zaciekawiła się dziewczyna.

- Zobaczysz! – zawołała rozbawiona – Jedz śniadanie, bo znowu się spóźnisz, a chyba tego nie chcesz.


Po krótkim posiłku Nicole wyszła na ulice miasta. Miała jeszcze godzinę do rozpoczęcia zajęć, więc kolejne alejki przemierzała powolnym spacerkiem. Rozglądała się wokół słuchając przy tym piosenek z nowej płyty jej ulubionego rockowego zespołu. Praga była pięknym miejscem, pełnym zabytkowych kamienic i malowniczych zaułków. Kochała to miasto, bo głównie niemu znajdowała inspiracje na nowe dzieła. Dziś jednak ciężko jej było cieszyć się przechadzką. Ciągle po głowie chodziły jej czerwone ślepia ze snu i co chwilę przed oczami przemykały jej dziwne zjawiska. Raz wydawało jej się, że widzi na głowie przechodzącej obok niej kobiety mysie uszy. Innym razem przemknął jej mężczyzna z puszystym lisim ogonem. Jednak za każdym razem, gdy skupiała na danej osobie wzrok dziwne przywidzenia znikały. Już nie pierwszy raz zdarza jej się coś takiego, jednak wciąż nie udało jej się zrozumieć funkcjonowania swojej głowy. Od kilku lat prześladują ją dziwne zwidy i przeczucia, które po zachodzie słońca zmieniają się w potwory. Od roku bała się wychodzić z domu po zmroku, ciągle czuła się obserwowana i zagrożona. Nicole odrzuciła od siebie te myśli i niemiłe wspomnienia, po czym skupiła się na drodze do akademii.



~*~ 


Ku uldze dziewczyny zajęcia minęły bez większych niespodzianek, choć przez cały wykład wydawało jej się, że za uszami profesora połyskują sowie pióra. Pizza z Natanielem przebiegła nad wyraz spokojnie, lecz nie obyło się bez wesołej atmosfery. Zgodnie z prośbą mamy Nicole dwójka przyjaciół pojawiła się w domu dziewczyny.


- Nat! Dawno się nie widzieliśmy! – zawołała radośnie pani domu.

- Dzień dobry. – przywitał się chłopak i usiadł na kanapie w dużym pokoju.

- No to dowiem się w końcu, co to za niespodzianka? – zapytała zniecierpliwionym głosem Nicole.


Jej rodzice oraz Nataniel wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami, co ani trochę nie spodobało się dziewczynie. Pan domu wyszedł bez słowa z pokoju, po czym wrócił z laptopem w ręce i postawił go przed dziewczyną.


- Zanim to obejrzysz – zaczęła niepewnym głosem ciemnowłosa kobieta – wiedz, że kochamy Cię jak własną córkę.


Nicole zamrugała kilkukrotnie i otworzyła pokrywę komputera. Na monitorze pojawiła się kobieta. Miała długie, blond włosy, które wyglądały na niezwykle miękkie, zaś jej oczy były… były dokładnie takie same jak u Nicole. Na pierwszy rzut oka zdawały się być złote, ale po dokładniejszej analizie ich barwy dostrzec można było odrobinę brązu otaczającą źrenicę oraz zieleń okalającą zakończenie tęczówki. Dziewczyna spoglądała właśnie na starszą wersję jej samej. Nie wiedząc co powiedzieć odpaliła filmik.


Witaj Nicole. Nazywam się Aleya i jestem Twoją matką. Zapewne właśnie przeżyłaś szok, ale zanim mnie znienawidzisz, wysłuchaj do końca, co Ci mam do powiedzenia. Po pierwsze, jeśli to oglądasz, to znaczy, że już od dawna nie żyję, więc nawet nie masz po co próbować mnie odnaleźć. Jedynie narazisz się na niebezpieczeństwo. Po drugie, wcale nie chciałam Cię zostawić, ale nasze życie jest zagrożone. Ktoś poluje na Widzących. Jeżeli zostaniesz ze mną to na pewno Cię zabiją. A ja na to nie pozwolę. Eliza i Leon są dobrymi ludźmi, dokładnie się im przyjrzałam i osobiście wybrałam. A teraz wyjaśnię Ci parę rzeczy. Właśnie skończyłaś 20 lat. Zapewne zauważyłaś, że twoje oczy postrzegają świat inaczej niż wzrok innych ludzi. Widzisz na swojej drodze osoby ze zwierzęcymi atrybutami oraz czujesz obecność dobrej oraz złej magii. Wszystko co Ci się wydaje przywidzeniami, tak naprawdę nie jest nimi. To Twoja moc się przebudza… - w tle słychać było łomot do drzwi – Nie mam za wiele czasu, więc nie wyjaśnię Ci wszystkiego. Idź do Nataniela, on Ci odpowie na Twoje pytania. Widzący, czyli ja i Ty są pośrednikami między światami ludzi, demonów i Simferi (łac. simus - człekokształtny, fera - bestia: Człekokształtna Bestia). Musisz bronić światy przed czyhającym w mroku złem. Takie jest Twoje przeznaczenie. Przeznaczenie całego naszego rodu. Jesteśmy Aurevis (łac: aureus - złoty, visum - wzrok: Złoty  Wzrok) i bądź z tego dumna. Amulet, który przekazałam Twoim opiekunom będzie Cię chronił, ale jego moc nie jest wielka, więc musisz sama opanować odpowiednie zaklęcia. Twoje oczy są bronią, błogosławieństwem i przekleństwem. – łomot był głośniejszy, a kobieta na filmie mówiła coraz szybciej i mniej składnie – Wiem, że masz wiele pytań i niewiele z tego rozumiesz, ale masz Nataniela. On zna odpowiedzi, wszystko ci wyjaśni i pomoże. I pamiętaj, kocham Cię córeczko. – w oczach kobiety pojawiły się łzy i w tym momencie film się urwał.


W pokoju panowała cisza. Nicole bezwiednie złapała za amulet wiszący na jej szyi i głaskała jego nierówności. Był to złoty krążek, z wygrawerowanymi liniami, które układały się w literę A. Do tej pory nie wiedziała, czemu czuła takie przywiązanie do naszyjnika, ale teraz wszystko się wyjaśniło. W błyskotce uwięziona była magia, która miała ją ochraniać. Podświadomie czuła, że nie powinna się z nim rozstawać. Wciąż otumaniona spojrzała na Nataniela i spytała słabo:


- Czy to jakoś żart?


Niestety widząc przepraszający wzrok chłopaka straciła wszelką nadzieję. Przygarbiła się, jakby na jej barki założony został ogromny ciężar i ponownie odezwała się do przyjaciela. A może on tyko udawał jej przyjaciela? Już sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.


- Mów. Powiedz mi, wyjaśnij o co tu chodzi. Czym jestem i czym są te całe Simferi?


Nataniel westchnął cicho, wyprostował się na kanapie i zaczął mówić:


- Jestem jednym z Simferi, czyli potomkiem człowieka i zwierzęcia zwanego Sollimate (łac. sollers - inteligentny, animate - zwierzęcy: Inteligentny zwierz). Ale od początku. Wiele milionów lat temu światem równolegle rządziły dwa królestwa – ludzi i inteligentnych zwierząt. Obie nacje żyły w spokoju i harmonii zasiedlając Ziemię. Nie wchodziły sobie w drogę, istniały obok siebie. Aż w końcu, w czasie jednego z pokojowych spotkań ludzka królowa i pan Sollimate niespodziewanie zakochali się w sobie. Postanowili zatem zmieszać krew i połączyć swoje rody. Tak pojawił się pierwszy Simferi. Ich syn imieniem Aureliusz (łac. aureolus – złocisty, wspaniały) odziedziczył po matce urodę i ludzką postać, zaś po ojcu zwierzęce zmysły i długowieczność. Gdy wieść o zjednoczeniu się królestw rozeszła się po świecie, ludzie i Sollimate przełamali bariery i uprzedzenia dzielące ich od setek lat. Jednak nie wszyscy podzielali szczęście pary królewskiej i ich potomka. Niektórzy Sollimate uważali się za lepszych od ludzi, twierdzili, że to oni jako pierwsi zasiedlali Ziemię i to do nich należy prawo do planety. Buntownicy zaatakowali pałac królewski i zabili władców. Na szczęście Aureliuszowi udało się powstrzymać powstańców i za karę wygnał ich z planety. Nowy król był niesamowicie mądrym władcą i przy pomocy magii Ziemi i wstawiennictwu bogiń stworzył Klucz. Dzięki niemu utworzone zostało specjalne więzienie dla buntowników, którzy przez lata nienawiści zmienili się w demony, porzucając swoje cywilizowane zachowania. Więzienie to zostało zawieszone między wymiarami w nicości, wykluczając jakąkolwiek możliwość ucieczki. Na Ziemi w końcu zapanował spokój. Król umierając powierzył Klucz swojemu następcy i tak z pokolenia na pokolenie przechodził on z rąk do rąk. Z czasem jednak pokój został zachwiany. Simferi byli obdarzani coraz to większą władzą, co nie spodobało się ludziom i ci wypowiedzieli im wojnę. Potomek Aureliusza za nic w świecie nie chciał pozwolić na rozlew krwi. Wiedział, że ludzie z natury są bardzo okrutni i w czasie walk najbardziej ucierpieliby niewinni. Postanowił więc odsunąć się wraz ze swoim dworem od władzy w cień, oddając władzę ludziom. Podobnie postąpili Simferi oraz Sollimate, którzy nie mogli zaznać spokoju w nowym królestwie. Ci pierwsi nauczyli się ukrywać swoje zwierzęce atrybuty i umiejętności, by móc żyć wśród ludzi. Klucz natomiast został schowany przez byłego Króla i zapomniany. Niestety niespełna 200 lat temu został on odnaleziony i wpadł w złe ręce. Ktoś próbuje się zemścić na ludziach i zawarł układ z demonami, które między wymiarami przez tysiące lat łączyły się i rosły w siłę. W obecnych czasach nikt nie jest bezpieczny. Najbardziej krwawa wojna w historii wisi w powietrzu.


- A mi co do tego wszystkiego? – zapytała, kiedy chłopak ucichł na dłuższą chwilę.

- Tak się składa, że bardzo wiele. Niedługo po oddaniu władzy w ręce ludzi narodził się pierwszy Widzący. Okazało się, że był on w stanie, bez najmniejszych przeszkód dojrzeć prawdziwą naturę każdego stworzenia stąpającego po Ziemi. Nic nie było w stanie ukryć się przed jego złotymi oczyma, posiadających domieszkę brązu mądrości ziemi oraz krztę zielonego dziedzictwa lasów. Po latach szkoleń i powiększaniu rodu Widzących okrzyknięci zostali oni pośrednikami między światami. Wtedy jeszcze nie wiedziano, jak ważną rolę w świecie będą oni mieli. Gdy 200 lat temu pierwsze demony zaczęły panoszyć się po Ziemi, niosąc ból i zniszczenie odkryto kolejny dar Widzących. Głęboko zakorzeniona w nich magia pozwoliła otwierać na krótkie chwile między wymiarowe bramy i odsyłać demony z powrotem do więzienia. Niestety okazało się, że nie każdy ma wystarczającą moc i do walki z potworami zdolna była zaledwie garstka z licznego rodu. Jednak wściekłe demony nie zważały na siłę magii Widzących i zabijały każdego, kto nosił błogosławione oczy. To była istna rzeź. Ja… Pamiętam to dokładnie. Może i nie wyglądam, ale mam 143 lata. Znałem bardzo dobrze Twoją matkę. To ona osobiście powierzyła mi opiekę nad Tobą 20 lat temu.


Nataniel spoglądał obolałym wzrokiem na twarz przyjaciółki. Ta zaś siedziała nieruchomo i w ciszy przyswajała sobie nowe informacje. To co właśnie usłyszała było wprost absurdalne. W głowie pojawiały jej się pierwsze pytania, a po chwili były już ich setki.


- Czy… Czy to jakiś urodzinowy żart? – zadała pierwsze i najbardziej nurtujące z nich.

- Przykro mi, ale niestety nie. – odparł smutno.

- To… Powiedz… Powiedz mi, ile nas zostało. Nas, czyli takich jak ja, Widzących.

- Po masakrze są to pojedyncze jednostki. Z twojego klanu, który jest najstarszym i w prostej linii wywodzi się od pierwszego Widzącego zostałaś ostatnia. Ogólnie w Europie jest was dwójka, w Azji również dwoje, w obu Amerykach po jednym, podobnie w Australii i Afryce.

- Ośmiu. – szepnęła do siebie zszokowana, ale nagle coś sobie uświadomiła – Skąd wiecie, że jest we mnie wystarczająco potężna magia? Sam mówiłeś, że nie każdy jest w stanie pokonać demony.

- Naszyjnik. – wskazał na szyję dziewczyny – W nim oprócz zaklęć ochronnych ukryta jest potężna magia Twojego klanu. Kiedy odpowiednio się przygotujesz będziesz w stanie zawładnąć nią całą. Każdy z ośmiu ocalałych Widzących posiada taki amulet.

- Dobrze, to teraz powiedz mi…


Rozmowa przyjaciół trwała do późnych godzin nocnych. Nicole wypytała się o praktycznie wszystko, co jej przyszło do głowy. Dowiedziała się, że Simferi są w stanie manipulować swoim wiekiem, dzięki czemu Nataniel był przy dziewczynie od przedszkola. Poznała zarys historii swojego rodu oraz wypytała swoich rodziców w jaki sposób się u nich znalazła. Eliza i Leon odetchnęli z ulgą, gdy Nicole zapewniła, że nowa wiedza nic nie zmienia w ich relacji. Nataniel obiecał dziewczynie, że dostarczy jej wszystkie księgi i zwoje związane z jej rodem jakie posiada w domu. Zmęczeni nie zdołali nawet dojść do pokoju Nicole i zasnęli na kanapach w salonie, czego rano bardzo pożałowali.


~*~


Od urodzin Nicole minął już miesiąc. Dziewczyna powoli przyzwyczaiła się do nowej roli. Spędzała z Natanielem każdą wolną chwilę i co rusz dowiadywała się nowych rzeczy. Chłopak cierpliwie odpowiadał na każde pytanie i chętnie wyjaśniał wątpliwości przyjaciółki. Właśnie spacerowali po przyprószonej śniegiem Pradze.


- Gdzie my tak właściwie idziemy? – zaciekawił się Nataniel.

- Do biblioteki. – odparła skręcając w ruchliwą alejkę – Skończyłam już czytać wszystkie książki, które mi przyniosłeś i wciąż mało wiem. Może w Bibliotece Narodowej znajdę coś ciekawego. Jakieś legendy, albo ludowe przekazy. Cokolwiek.

- No nie głupie. – przyznał z uznaniem.


Kolejne godziny minęły im na przeszukiwaniu licznych regałów, jednak niewiele udało im się znaleźć. Trafiali jedynie na jakieś bezsensowne bajeczki dla dzieci. Nicole dotarła do jakiejś starej, zaciemnionej i mocno zakurzonej części biblioteki. Alejki ciągnęły się wzdłuż zimnej, ceglastej ściany. Złote oczy dziewczyny prześlizgiwały się po tytułach zabytkowych tomów. Była mocno zrezygnowana i lekko podłamana brakiem jakichkolwiek rezultatów jej poszukiwań. Miała już opuszczać zapomniane alejki, kiedy jej oczy dojrzały coś intrygującego. Na jednej z ksiąg wygrawerowana została złota litera A, wyglądająca dokładnie jak ta, która znajdowała się na jej naszyjniku. Nicole delikatnie wyjęła księgę i otworzyła na pierwszej stronie, po czym zaczęła przewracać kolejne kartki. Cała księga była… pusta. Idealnie czysta.


- Co do… - wymamrotała pod nosem.


Już miała odłożyć tom na miejsce, gdy coś zalśniło pomiędzy księgami. Rozsunęła je delikatnie i jej oczom ukazała się ściana. Na jednaj z cegieł wyryty był dokładnie ten sam symbol, co na księdze. Przyjrzała mu się dokładnie i zwróciła uwagę na jeden szczegół. W miejscu, gdzie powinien znajdować się szlachetny kamień było wgłębienie. Pchnięta impulsem zdjęła z szyi amulet i przytknęła go do ściany. Nagle po jej prawej stronie usłyszała zgrzyt. Przeszła na koniec regału i ujrzała niewielkie przejście znajdujące się we wnęce. Z mieszanymi uczuciami weszła do ciemnego pomieszczenia.


- Osz ty w dupę.


Przed dziewczyną rozpościerała się niewielka biblioteczka. Od razu widać było, że od wielu lat nie była odwiedzana. Nicole chwyciła za pierwszą z brzegu książkę i aż zachłysnęła się powietrzem. Przejrzała tytuły pozostałych tomów i już była pewna. Znajdowała się właśnie w ukrytej bibliotece Widzących, a dokładnie jej rodu.


~*~


- Nat, patrz co znalazłam! – zawołała radośnie Nicole.


Dwójka przyjaciół od tygodnia studiowała księgi w odnalezionej bibliotece. W tym czasie Nicole za zdziwieniem odkryła, że tatuaże pokrywające jej ciało to tak naprawdę magiczne symbole ochronne. Podświadomie już od dawna czuła w sobie magiczną siłę. Coraz lepiej wychodziły jej też zaklęcia i nauka starożytnego języka Widzących.

- Musimy się zbierać. Niedługo zamykają. – odezwał się Nataniel.


Dziewczyna oderwała się od grubego tomu mówiącego o magicznym Kluczu stworzonym przez króla Aureliusza. Nie chciała wracać, ale wiedziała, że chłopak ma rację. Zostawiła lekturę na półce i po chwili byli już na ulicy. Na zewnątrz zrobiło się już ciemno. Nicole od kiedy nauczyła się kilku zaklęć obronnych chętniej wychodziła wieczorami. Nie zmieniło to jednak jej strachu przed czyhającymi w mroku bestiami. Szli chodnikiem co rusz się trącając i popychając, aż nagle Nicole się z kimś zderzyła.


- Przepraszam Ja naprawdę nie chciałam… - i wtedy dojrzała twarz przechodnia.


Stał przed nią wysoki, dobrze zbudowany blondyn, a jego ciemno granatowe oczy świdrowały ją.


- M… M… Max. – wydukała.


W Pradze jest tak wiele ludzi, a los chciał, żeby zderzyła się z chłopakiem, w którym potajemnie się kochała, odkąd zaczęła studia.


- My się znamy? – zapytał zdziwiony.


Nicole wpatrywała się zahipnotyzowana w poruszające się zgrabne usta. Dopiero, kiedy poczuła kłujący ból w boku, którego autorem był Nataniel uświadomiła sobie, że chłopak się jej o coś zapytał.


- T… Tak. To znaczy nie! W sensie, że studiujemy razem, jestem rok niżej. – powiedziała nieskładnie, po czym się zarumieniła.


Max patrzył na nią lekko zdziwionym wzrokiem, po czym promiennie się uśmiechnął.


- To może się poznamy? Max. A ty to?

- Ja… Ja się nazywam… Jak się… Ten… Nicole! Tak, jestem Nicole.

- Miło mi. – podał rękę dziewczynie – To do zobaczenia na uczelni. – i odszedł.


Nicole stała otumaniona i wpatrywała się w alejkę, w której zniknął chłopak. Dopiero głośny śmiech Nataniela wybudził ją z transu.


- Zamknij się! Nie było tematu. – odparła rozeźlona i ponowiła chód.


Mimo wielu gróźb w stronę przyjaciela ten nie miał najmniejszego zamiaru przestać nabijać się z dziewczyny. Ostatecznie sama zaczęła się śmiać ze swojej głupoty i w dobrych humorach rozeszli się do domów. Tej nocy nie dręczyły jej żadne koszmary.


~*~


Koniec marca przyniósł zdecydowanie przyjemniejszą pogodę. Wszyscy, kiedy tylko mogli wybierali się na spacery i przebywali na świeżym powietrzu. Wyjątkiem była Nicole, która wciąż przesiadywała całe dnie w zapomnianej bibliotece Aurevis. Nawet Nataniel nie mógł jej stamtąd wyciągnąć.


Nicole czekała właśnie na zajęcia z Barw, kiedy ktoś ją zaczepił.


- Cześć, Nicole. Dobrze pamiętam?


Dziewczyna szybko się odwróciła i stanęła jak wryta.


- Cz… Cześć Max. – odparła.

- Wiesz, tak się ostatnio zastanawiałem, czy nie masz ochoty wyjść ze mną do kina. Grają teraz kolejną część Gwiezdnych Woje i nikt nie chce ze mną iść. Co ty na to? – zapytał się z uśmiechem.


Minęło kilka długich sekund, w czasie których Nicole próbowała przypomnieć sobie jak się mówi. W końcu wyrzuciła z siebie.


- Tak, chętnie, czemu nie.

- No to widzimy się jutro o 16:00 pod uczelnią. Może być?

- T… Tak. – znowu się zająknęła.

- To do zobaczenia. – nie czekając na odpowiedź odszedł.


Akurat na nieszczęście Nicole, Nataniel widział całe zajście i nie omieszkał się nabijać z przyjaciółki do końca dnia.


Nazajutrz różowowłosa dziewczyna nie mogła sobie znaleźć miejsca. Nie spała z nerwów pół nocy, a rano zmieniała strój aż 3 razy. Oczekiwana przez nią godzina zero przyszła zdecydowanie za szybko. Nicole stała pod głównymi drzwiami uczelni i niespokojnie przestępowała z nogi na nogę.


- Cześć. - dziewczyna aż podskoczyła, kiedy Max pojawił się za jej plecami – Możemy iść?

- T… Tak. – odparła niepewnie.


Przez całą drogę do kina Max wesoło opowiadał różne historie, dzięki czemu Nicole w końcu się rozluźniła i przestała jąkać. Dziewczyna była w siódmym niebie. Nie sądziła, że kiedykolwiek pójdzie na randkę z miłością swojego życia. No dobra, spotkanie, we dwoje, więc to prawie randka. Przez cały seans nie mogła się skupić na filmie. Nie przyznała się Maxowi, ale nie cierpiała Gwiezdnych Wojen. Kilkukrotnie Nataniel próbował namówić ją na oglądanie całej serii, ale przy każdym podejściu zasypiała po pierwszych 20 minutach. Teraz przechodziła istną walkę z samą sobą, by jakoś przetrwać te niekończące się katusze. W końcu nie chciała zrazić do siebie Maxa. Nie teraz, kiedy nareszcie zdołała się do niego normalnie odezwać. Po seansie chłopak nie mógł przestać zachwycać się fabułą i efektami specjalnymi. Nicole jedynie cicho przytakiwała i starała się wyłapywać jakieś wątki, które jakimś cudem zapamiętała z filmu.


- No świetne to było! Nieprawdaż?


Nicole przytaknęła cicho, chłopak ciągnął dalej.


- Niedługo wychodzi kolejna część, jak Ci się tak podobało, to może znowu się wybierzemy?

- Tak… Z chęcią. – dziewczyna przywołała na usta wymuszony uśmiech i jakimś cudem udało jej się zmienić temat ich rozmowy.


Spacerowali po mieście jeszcze dłuższy czas, aż zrobiło się ciemno. Kiedy dotarli pod kamienicę Nicole i musieli się pożegnać Max przytulił zaskoczoną dziewczynę, po czym pocałował ją w policzek. Oszołomiona nawet nie zauważyła, jak chłopak odchodzi i znika za zakrętem. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła zaraz po wkroczeniu do pokoju było złapanie za telefon i wybranie numeru Nataniela.


- Cześć, co tam?
- Pocałował mnie!
- Czekaj, co?!
- No pocałował! W policzek! AAAA‼! Jestem taka szczęśliwa!
- Hahaha! Co za baba…
- Ej, no co?
- Nic, nic. Tylko jakbyś nie zauważyła, to ja Cię ciągle całuję w policzek na powitanie.
- Ale to ty. Ty się nie liczysz.
- No wiesz, dzięki.
- Oj, wiesz o co mi chodzi przecież.
- Ale i tak strzelam focha.
- Nat nooo…
- Przecież wiesz, że się nie gniewam. Opowiadaj, jak było.
- To tak…


Rozmawiali jeszcze długi czas, a Nataniel zaśmiewał się z przyjaciółki. Nie mógł uwierzyć, że ta zgodziła się na oglądanie Gwiezdnych Wojen. Dałby wiele, żeby widzieć jej walkę z samą sobą w czasie seansu. Chłopak cieszył się jej szczęściem, ale miał dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Czuł, że wydarzy się coś złego i to już niebawem.


~*~

- Nicole, posłuchaj mnie choć przez chwilę! Tu coś naprawdę nie gra!

- Po prostu jesteś zazdrosny i tyle! To, że jesteś moim opiekunem nie daje Ci prawa do kontrolowania mnie!

- Ja Cię wcale nie kontroluję, tylko się o Ciebie martwię.

- Skończ już z tym! Mam Cię dość! Wynoś się stąd!


Nataniel chciał jeszcze coś powiedzieć, ale odpuścił i wyszedł z pokoju. Chwilę później po mieszkaniu rozszedł się odgłos zamykanych drzwi.


Minął miesiąc od kiedy Nicole zaczęła spotykać się z Maxem. Od tego czasu jej kłótnie z Natanielem były na porządku dziennym. Przestała też odwiedzać bibliotekę, zawalała uczelnię i zaniedbywała naukę magii. Chłopak za wszelką cenę próbował nakłonić ją do zerwania kontaktów z Maxem, albo chociaż zmiany nastawienia. Niestety nic do niej nie docierało, a konflikt przyjaciół pogłębiał się coraz bardziej.

Nicole chodziła po pokoju w tę i z powrotem, aż w końcu nie wytrzymała i wyszła z domu. Na zewnątrz panowała szarówka, a słońce skłaniało się ku zachodowi. Dziewczyna czuła obecność demonów ukrytych w cieniach. Miała wrażenie, że jest ich więcej niż zazwyczaj, ale zignorowała to przeczucie. Niewiele myśląc skierowała swoje kroki do domu Maxa. Nie rozmawiała z nim od rana i miała nadzieję, że wieczór spędzony z chłopakiem poprawi jej humor. Ulice Pragi nawet o tej porze były zatłoczone, przez co podróż zajęła jej trochę dłużej. W końcu Nicole udało się dotrzeć pod odpowiedni adres. Wtedy usłyszała śmiechy i głośną muzykę wydobywającą się z budynku. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy zastukała w drzwi frontowe, ale nikt jej nie otworzył. Dopiero kiedy zaczęła nachalnie dzwonić dzwonkiem usłyszała szczęknięcie zamka w drzwiach. W progu pojawił się jeden z kolegów jej chłopaka.

- Ej, Max! To ta laska z zakładu! – krzyknął w stronę wnętrza domu.

Nicole stała oszołomiona i wpatrywała się w niknącą w budynku sylwetkę chłopaka.

- Z zakładu? O co tu chodzi? – zastanawiała się w myślach.

Nagle stanął przed nią Max. Od razu wyczuć można było od niego zapach alkoholu i dymu, niekoniecznie papierosowego.

- Co ty tu robisz? – zapytał ostro.

- No przyszłam do Ciebie. Nie mogę odwiedzić własnego chłopaka? – zapytała dalej będąc w szoku.

- Pf… Haha! Serio myślałaś, że chodziłbym z kimś takim jak ty? Proszę Cię, jesteś żałosna.

- To dlaczego ty…

- Założyłem się z chłopakami, że wytrzymam z Tobą miesiąc. Jak widzisz, właśnie świętuję zwycięstwo, więc lepiej spadaj stąd i najlepiej zapomnij o mnie. A, i na uczelni udawaj, że mnie nie znasz.

Nicole nie mogła wydobyć z siebie żadnego słowa. Kiedy drzwi zatrzasnęły się przed jej nosem, jak w transie odwróciła się na pięcie i odeszła. Dopiero po przejściu kilkuset metrów zaczęło docierać do niej to, co się stało, a uczucia brały nad nią górę. Czuła smutek, zawód, ale dominującym uczuciem była złość. Czysta, niczym niezmącona wściekłość, która gotowała krew w jej żyłach. Szybko chwyciła za telefon i wysłała Natanielowi krótką wiadomość.

Miałeś rację, to zwykły cham i prostak. Jestem wściekła!


Im dalej szła, tym jej złość się pogłębiała i przybierała na sile. Widziała i czuła jak demony ukryte w ciemnościach szaleją i próbują ją dopaść. Ignorowała to jednak. Nie obchodziło jej, co się teraz stanie. Z tego wszystkiego skręciła w złą uliczkę, która okazała się ślepa i zdecydowanie ciemniejsza od pozostałych. Już miała zawrócić, kiedy za jej plecami rozszedł się dziwny chrobot i odgłos dyszenia. Przerażona natychmiast się odwróciła i zobaczyła, że jeden z potężnych cieni się do niej zbliża. Nie, to nie był cień. To był potwór. Nicole stała spanikowana i wpatrywała się w czerwone ślepia, które tak dobrze znała ze swoich koszmarów. Im bestia znajdowała się bliżej, tym dziewczyna ściślej przylegała do muru, który oddzielał ją od drogi ucieczki. Potwór był czarny jak bezgwiezdna i bezksiężycowa noc. Jego potężne pazury drapały po ziemi, tworząc w asfalcie głębokie bruzdy. Miał łeb dzikiego wilka, kły potężne niczym lwie, tułów obślizgły i łuskowaty jak u aligatora. Niedźwiedzie łapy uderzały ciężko o podłoże wywołując drżenie, z tyłu rozpościerały się nietoperze skrzydła, a po ziemi ciągnął się ogon łudząco podobny do tego, który spotykany jest u skorpiona. Demon zatrzymał się metr przed dziewczyną. Wystarczył jeden ruch, a zostałaby bez głowy. Nicole zapłakanymi oczami spojrzała w ślepia potwora i już się z nich nie uwolniła. Czuła jak jego czarny umysł wdziera się w jej duszę i wypala ją centymetr po centymetrze. Świat przestał w tym momencie istnieć. Był tylko ból i mroczne wizje serwowane jej przez stwora.


- N.. ol… Ja… Nie… żesz.. ją…

- Co się dzieje? Czyj to głos. – rozmyślała, co szybko poskutkowało rozrywającym bólem. Mimo to nie mogła pozbyć się myśli, że głos ten jest jej znajomy.

- Nicole!

- Kto to? Czy to ja? Czy to moje imię?

- Nicole wracaj‼! To ja, Nat‼!

- Nat… Nat? Nataniel! Boże, wiem kto to! Co on tu robi?

- Obudź się! Nie możesz się poddać!


Nagle poczuła szarpnięcie i upadła na kolana, przerywając kontakt wzrokowy. Słyszała przeraźliwy ryk bestii. Ponownie spojrzała w górę i zobaczyła, że Nataniel wymachuje ogromnym mieczem i atakuje potwora. Cały był zbryzgany czarną posoką, a fragment ogona kreatury leży kawałek dalej. Nicole pierwszy raz widziała przyjaciela w swojej prawdziwej formie. Był on w połowie wilkiem. Miał na głowie sterczące, srebrne uszka, z ust wystawały ostre jak brzytwy kły, a dłonie, które władały niebezpieczną bronią ze śmiertelną precyzją pokryte były futrem, palce zaś zakończone były szponami. Poruszał się płynnie, lekko i dostojnie, jak na dobrze wyszkolonego wojownika przystało. Nicole przyglądałaby mu się dłużej, gdyby nie to, że poczuła na szyi jakieś dziwne wibracje. Spojrzała w dół i ujrzała medalion jej rodu. Kamień znajdujący się na wisiorku pulsował bladym światłem i wzywał Nicole do siebie. Ta niewiele myśląc chwyciła wisiorek w dłonie i wyszeptała:


- Klanie Aurevis daj mi siłę i obdarz magią, bym mogła stawić czoło demonom. Pozwól ochronić mi tych których kocham.

Znała słowa, już dawno znalazła je w jednej z ksiąg w zapomnianej bibliotece, jednak nie sądziła, że tak szybko będzie dane jej je wypowiedzieć. Nagle wokół zalśniło złote światło, a Nicole poczuła, jak napełnia ją dziwne ciepło, a w jej głowie pojawiają się liczne formułki, zaklęcia i symbole. Przebudziła tak długo więzioną magię i pozwoliła zamieszkać jej w niej. Spojrzała lśniącymi oczami na potwora i natychmiast zaatakowała. Złote pociski przeszyły potężne cielsko bestii i przyszpiliły je do ziemi. Nicole przecięła sobie opuszek palca i zaczęła wymalowywać na asfalcie skomplikowane symbole, układające się w okrąg. Kiedy nakreśliła ostatnią linię słowa w prastarej mowie Widzących zalśniły jasno i otworzył się portal. Wnętrze ziało pustką i cierpieniem. Nataniel pomógł Nicole przepchnąć bestię do wnętrza okręgu, po czym dziewczyna wykonała parę symboli dłońmi, a bestia z wrzaskiem zniknęła z tego świata. Symbole przestały świecić i natychmiast zniknęły. Nicole spojrzała na przyjaciela z uśmiechem i powiedziała słabo:

- Udało nam się.

Po czym jej oczy przyciemniały, a zmęczone ciało osunęło się w ramiona chłopaka.

- O nie, to tobie się udało. – powiedział z ulgą.

- Jestem niezastąpiona, nie to co ty. – dogryzła mu jeszcze na koniec, po czym zasnęła.

- Co za złośliwa dziewczyna. – zaśmiał się chłopak i odniósł do jej domu.

~*~


- Ugh, dalej wszystko mnie boli. – wymamrotała ciężko.

- No nic dziwnego, podobno zawsze po pierwszym użyciu magii organizm jest osłabiony, a ty z marszu odesłałaś demona. – odparł ze śmiechem Nataniel.

Minął już tydzień od przebudzenia przez Nicole magii, ale ta dalej nie doszła do siebie. Przez pierwsze dni nie mogła nawet samodzielnie wstać do toalety. Na szczęście Nataniel i rodzice okazali jej wielkie serce i moc cierpliwości.

- Ale już niedługo egzaminy. Nie mogę tak leżeć.

- Spokojnie, wszystko już załatwiłem. Nie musisz chodzić na zajęcia, ale musisz regularnie oddawać sprawozdania i projekty. Do egzaminów jeszcze zdążysz się wylizać. A przy okazji udało mi się sprawić Maxowi piękne limo pod okiem. Muszę przyznać, że całkiem nie źle mi ono wyszło. Dodaje mu drapieżności.


Na te słowa obydwoje się zaśmiali, co wywołało u dziewczyny kolejny już tego dnia napad bólu.


- Dzięki, jesteś wielki. – uśmiechnęła się do niego.

- A tak w ogóle, jak się czujesz? – zapytał nagle.

- Tak jak wyglądam, czyli beznadziejnie.

- Nie chodzi mi o to, tylko o twoją głowę. Jak psychicznie przyjęłaś magię?

- Powiem ci, że zadziwiająco dobrze. Owszem czuję się inaczej, ale nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. To jest takie dziwne uczucie wolności i przepełniającego Cię ciepła. Ciężko wyjaśnić to słowami. – zamyśliła się na moment.

- To cieszę się. Sorka, ale muszę lecieć na zajęcia. Już nie mogę się doczekać pretensjonalnego głosu profesor Diany. – sarkazm aż się wylewał z tej wypowiedzi.

- Uuu współczuję. I życzę powodzenia.


Chwilę potem pożegnali się, a dziewczyna ponownie zapadła w sen. Zdrowy i bez koszmarów.


~*~


Jak mówił Nataniel, Nicole zdążyła wydobrzeć do czasu nadejścia egzaminów. Miała sporo do nadrobienia, ale udało jej się wszystko zdać. Wznowiła również naukę zaklęć i testowania tych, które razem z magią pojawiły się w jej głowie. W tym wszystkim wiernie pomagał jej Nataniel, z którym jeszcze bardziej się zbliżyła. Kto wie, może w końcu przełamią dzielącą ich barierę i zostaną parą?


Pewnego ciepłego letniego dnia Nicole opalała się na balkonie, kiedy usłyszała, jak ktoś otwiera drzwi. Wstała sprawdzić, kto to i ujrzała w przedpokoju Nataniela. Uśmiechnęła się do niego promiennie, ale szybko spoważniała widząc minę przyjaciela.


- Czy coś się stało? – zapytała przejęta.

- Nie, to znaczy tak, ale nic złego. Po prostu właśnie dostałem informację, że przebudził się kolejny Widzący.

- To fantastyczna wiadomość! – zawołała uradowana i uwiesiła się przyjacielowi na szyi.

- No to pakuj się mała, czekan nas wycieczka do Japonii. – zakomunikował z uśmiechem.


Nicole podskoczyła z ekscytacji i nie tracąc czasu pobiegła do swojego pokoju. Nataniel zaśmiał się cicho i rozsiadł się na kanapie w salonie.


- Cholera, chyba się w niej zakochuję. – pomyślał z przerażeniem, ale i tak uśmiechnął się do siebie. Czeka ich naprawdę ciekawa podróż.


~*~*~ 

No i co Wy na to? ;) Cóż, ja wiem tyle, że zdecydowanie wole długie opowiadania, niż takie jedno-rozdziałowe. Jak widzicie bardzo przeskakuję tu w czasie, bo musiałam jakoś upchnąć wszystkie ważne informacje i zdarzenia. Czy mi to wyszło? To już zostawiam Wam do oceny ;)

Co do samego konkursu, to tak jak pisałam na Instagramie zajęłam miejsce 8 ma 13 prac. Zawsze mogło być lepiej, ale ciągle się rozwijam i mam nadzieję, że z czasem coraz lepiej będzie mi to wychodziło ;) Jeżeli chcecie się dowiedzieć czegoś więcej na temat oceny mojej pracy przez jurorów zapraszam na stronę rzeki opowieści gdzie jest dokładnie opisane co, za co i dlaczego. 

Na dziś to chyba tyle. Standardowo liczę na opinie i komentarze ;) Dziękuję również wszystkim komentującym, a jest was coraz więcej, co niezmiernie mnie cieszy :D 

Kolejny rozdział, już nawiązujący stricte do PLM za dwa tygodnie. 

Tak więc do napisania! :*

sobota, 20 maja 2017

Rozdział 14. Akcja II (część 2.)

-Zgodnie z informacjami Łasicy zbliża się konwój 3 samochodów. Za półtorej minuty zjawią się w wyznaczonym miejscu. Mała, Mistique i Łapa, za minutę ruszacie. Pozostali na pozycję, przygotować się.

Stanowczy głos Oka zabrzmiał w słuchawkach. Całe Hebi słuchało rozkazów w ciszy. Każdy był skupiony na wykonaniu zadania.

- Dawać!

Równo z wydanym poleceniem auta ruszyły. Sakura włączyła się na odpowiednią ulicę i już po chwili zjeżdżała z wiaduktu. Kiba nieustannie siedział im na ogonie.

- Widzę ich, delikatnie przyspiesz. - odezwała się Hinata.

Dziewczyna wykonała polecenie przyjaciółki. Wszystko szło zgodnie z planem. Wiadukt się kończył, a karawana znajdowała się idealnie po prawej. Sakura lekko przyspieszyła, by znaleźć się w odpowiednim miejscu i wtem usłyszała za sobą ryk silnika. Kiba agresywnie zjechał na lewy pas, po czym zajechał drogę dziewczynom. Sakura odbiła kierownicą i uderzyła w lewą lampę czarnego BMW. Sekundę później rozległ się pisk opon i auta się zatrzymały. Nie minęło wiele, a wysoki blondyn wystrzelił ze swojego pojazdu i szedł w ich kierunku wymachując pięściami. Sakura i Hinata spojrzał na siebie z udawanie przerażeniem.

- To Deidara. - powiedziała Mała, rozglądając się przy tym wokół z wystraszony miną.
- Jest mój. - wyszeptała Hinata, z diabolicznym uśmiechem na ustach, który pojawił się na ułamek sekundy.

Chwilę potem wyskoczyła na zewnątrz.

- My naprawdę przepraszamy! To przypadek! Ten tamten co jechał, zajechał nam drogę. Naprawdę nam przykro! - wolała w stronę nadchodzącego mężczyzny.

Zanim Sakura wyszła z pojazdu zdążyła zauważyć, jak Deidara przystaje i z lubieżnym uśmiechem przygląda się odkrytym nogom jej siostry. Zaśmiała się w duchu i również podbiegła do blondyna.

- Jakiś wariat mi zajechał drogę, przepraszam bardzo. - odezwała się, jednak mężczyzna był zbyt skupiony na dekolcie Mistique.
- Co się tu dzieje?

Przez to zamieszanie nikt nawet nie zauważył pojawienia się Itachiego. Sakura szybko zaczęła przepraszać, a Hinata nie przestawała flirtować z Deidarą. Chwilę potem cztery samochody zgodnie z planem zostały przestawione na pobocze. Po oględzinach szkód udało się wyciągnąć kierowcę z uszkodzonego pojazdu.

'Dobrze idzie, tak trzymać.' - odezwał się w słuchawkach Choji.

- Stłuczona lampa na pewno nie jest tania. Musimy wezwać policję, żeby znaleźli tego pirata. - odparła z przejęciem Sakura.

Deidara słysząc słowa dziewczyny przerwał nagle wypowiedź i krzyknął z przerażeniem:

- Nie! To znaczy nie trzeba będzie fatygować tu policji. - zaczął się tłumaczyć - Przecież to nic poważnego.
- Poważnego czy nie, policję wezwać trzeba. A jak ten wariat spowoduje wypadek? - upierała się.
- Tak tak, to poważna sprawa. - popierała ją Hinata.
- A może panienki mają rację. Chwila nas nie zbawi, a może kogoś uratować. - odezwał się niepewnie kierowca uszkodzonego wozu i bezwiednie odsunął się do auta.

'Idealnie.' - pomyślał z zadowoleniem Itachi i dyskretnie przesunął się tak, by stać frontem do środkowego pojazdu.

Sakura i Hinata wyczuły intencję kolegi i również skorygowały swoje położenie. W tym momencie trójka członków Hebi usłyszała w słuchawkach delikatne "pyknięcie", co oznaczało odłączenie ich od komunikatora. Dzięki temu wiedzieli, że rozpoczęta została druga część misji.

- Niestety panie Kamara nie mamy czasu na papierologię. Czekają na nas w biurze. - odparł spokojnie Itachi.
- No a co z naszym autem? Jak odjedziemy nie wzywając policji będziemy musiały same pokryć kosztu naprawy. - powiedziała smutno Hinata, spuszczając wzrok.
- Nic się nie martw kochana, naprawię Ci to autko z przyjemnością. Znam świetnego speca od takiej roboty. Jak zostawisz mi swój numer, to cię do niego nakieruję. - zaproponował Deidara z dwuznacznym uśmieszkiem.
- Naprawdę?! - ucieszyła się Hinata, wręcz podskakując w miejscu.
- Nie, nie zna nikogo takiego. Po prostu chce wyciągnąć od Ciebie numer. - odparł beznamiętnie Itachi

W tym samym czasie widział kątem oka, jak Neji niczym duch prześlizguje się w cieniach w kierunku pojazdu. Sakura również go dojrzała, ale w żaden sposób nie dawała po sobie tego poznać.

- Nie prawda! Toż to paskudne kłamstwo! - oburzył się blondyn.

Idealnie, mała kłótnia świetnie odwróci uwagę od otoczenia. Wtem Sakura usłyszała w słuchawce słaby szum i głos Choijego.

' Mała, będziesz musiała lekko pomóc Łowcy. Trzeba jakoś zatuszować odgłosy otwierania i zamykania drzwi w aucie. Bądź czujna. Powiem Ci kiedy, będziesz miała najwyżej sekundę na reakcję.'

Sakura, wiedząc, że kolega ją widzi wykonała delikatny gest ręką na znak zrozumienia. Chwilę potem zaczęła udawać, że coś kręci ją w nosie. Natomiast kłótnia między Itachim a Deidarą trwała w najlepsze.

' Teraz.'

Usłyszała głos Oka, po czym głośno kichnęła. Widziała delikatny ruch drzwi w samochodzie. Udało się.

- Na zdrowie. - odparł miło kierowca.
- Dziękuję. To pewnie przez alergię. Mam ją tak silną, że czasem reaguję nawet na niektóre perfumy. - odparła i podjęła rozmowę, ignorując pozostałą trójkę.

Kichnęła jeszcze raz, kiedy dostała kolejny sygnał, a drzwi samochodu się domknęły. Itachi dostrzegł w pobliskich krzewach ledwie zauważalny ruch, a sekundę później w słuchawkach rozległ się głos Oka.

'Dokumenty przejęte. Kończymy akcję. Łasica, Mała, Mistique zwijajcie się.'

- Dobra Dei, przestań już robić z siebie większego palanta niż jesteś i wypisz paniom czek. Nie mamy czasu na twoje debilne teksty. I tak jesteśmy już spóźnieni. Szef nas zabije. - odezwał się Itachi, po czym odwrócił się, by wsiąść do swojego auta.
- Wcale nie jestem! Sam jesteś! - oburzył się mężczyzna - Kto się przezywa, ten się tak sam nazywa! O! - dodał jeszcze wielce oburzony.
- Sakura musiała wsiąść do auta, żeby nie buchnąć śmiechem. Hinata zaś przyjęła czek, zatrzepotała rzęsami na pożegnanie i z gracją wsiadła na miejsce pasażera. Nie czekając dłużej zielona Micra ruszyła i zniknęła za zakrętem. Dopiero przecznicę dalej dziewczyny odetchnęły z ulgą i na wszelki wypadek skierowały się do siedziby okrężną drogą.

- Świetna robota, jestem z was dumny. - zawołał na powitanie Naruto.
- Dzięki wielkie. Nawet nie było tak ciężko. - odparła Sakura.
- A ten cały Deidara to faktycznie debil. - dodała ze śmiechem Hinata - A teraz dajcie mi koc i ciepłą herbatę. Zamarzam! Jak nie będę chora przez ten strój to będzie święto.
- No ale warto było. - powiedziała Ino, niosąc ciepły koc.
- Oj było, było. - skwitowała dziewczyna.

Hebi przejrzeli dokładnie skradzione dokumenty i przekonali się, że Madara jest jeszcze większym skurwielem niż sądzili.

- On groził, że zabije mu rodzinę! - zawołał oburzony Naruto.
- Wie o nim wszystko. Nawet kiedy się załatwia i że pije kawę bez cukru. - dodał Shikamaru trzymając jeden s papierów.
- Te.. Te wiadomości są takie same jak te, które wysyłał mojemu tacie. - odparła smutno Sakura, wpatrzona w jeden z licznych maili z pogróżkami.

Pozostali obecni w pomieszczeniu ucichli na chwilę i spojrzeli na zaszklone oczy dziewczyny. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Jednak stało się coś niewyobrażalnego. Otóż Sasuke położył rękę na dłoni przyjaciółki i uśmiechną(!) się do niej.

- Spokojnie, nie pozwolimy żeby skrzywdził jeszcze kogoś. W końcu go dopadniemy i wyrównamy rachunki. - odparł pokrzepiająco.

Sakura wpatrywała się w jego oczy, a on nie odwracał wzroku. Siedzieli tak zaledwie kilka sekund, ale wydawały się one o wiele dłuższe niż zazwyczaj. W pewnym momencie Sasuke ocknął się i obrzucając wściekłym spojrzeniem wpatrujących się w nich przyjaciół, wyszedł do pomieszczenia przystosowanego na kuchnię. Dopiero kiedy Sakura odchrząknęła nienaturalną ciszę przerwał Kiba.

- Ja mam teraz poważniejszy temat do przegadania niż Madara. Otóż nadchodzą ferie i my jeszcze nie wiemy gdzie je spędzimy. Przecież to niedopuszczalne!
- A kto powiedział, że nie wiemy? - zapytał się rozbawiony Shikamaru.
- Właśnie, właśnie! Nasza dwójka już wszystko zaplanowała. - odparła tajemniczo Ino.
- No to opowiadaj. - zachęcił ją Naruto.
- A właśnie że nie powiem! To będzie niespodzianka.

Jak obiecała Ino, tak trzymała się swojej tajemnicy. Nikt nie mógł wyciągnąć z niej żadnej informacji. Drobną sprzeczkę przerwał dźwięk rozsuwającej się windy, a w progu pojawił się Itachi z wyrazem zmęczenia na twarzy.

- Stało się coś? - zapytał zmartwiony brat mężczyzny.
- Nie nic. Wszytko zgodnie z planem, nikt się nie domyślił, ale i tak mocno mi się oberwało za niedopilnowanie przewozu. Chwilowo zostałem odsunięty, ale spokojnie, jakoś znowu wrócę do łask Nagato.
- Miejmy nadzieję, że do tego czasu nic nie wymyślą. - odparł Shikamaru.
- Postaram się śledzić ich poczynania najlepiej jak będę mógł. - obiecał.

Hebi jeszcze chwilę posiedzieli w siedzibie zanim wrócili do domów. Ino natomiast wciąż milczała jak grób i jedyne czego udało im się dowiedzieć to to, że mają zabrać ze sobą sprzęt narciarski lub snowboardowy i przygotować się na świetną zabawę.


~*~*~

Cześć Wam! 

Rozdział dosyć krótki i opóźniony, tak wiem nie popisałam się. Musicie mi jednak wybaczyć. Jak to zwykle bywa, student zawsze ma jeszcze czas i "to się jeszcze zrobi". No i ja, jako taki właśnie "systematyczny" student właśnie się obudziłam 2 tygodnie przed deadline'm z 3 projektami w tak zwanej czarnej, murzyńskiej dupie. No i nadszedł czas nadrabiać mój "jeszcze mam czas"... Doszedł do tego jeszcze konkurs i opowiadanie, na które poświęciłam więcej czasu niż planowałam. Wyszło mi 14 stron lekko skróconej historii, która mnie osobiście się bardzo spodobała i może jak zakończę PLM to rozwinę mój pomysł. Tak czy inaczej już niedługo poznacie Nicole. Więcej wam nie powiem ;P Wyniki mają być 25. maja i jak tylko się pojawią wstawię tu całe opowiadanko, żebyście i wy mogli je ocenić ;)

Przypominam także o Instagramie (asiek_blogger) -> tam pojawiają się na bieżąco informacje o wszelkich opóźnieniach, czy nowych pomysłach. Tak więc zachęcam do obserwowania i polecania mnie znajomym ;)  

Jeszcze mam jedną sprawę organizacyjną, jeżeli chcecie dostawać powiadomienia o pojawieniu się nowych rozdziałów zgłoście się pod tym postem. ;) Sporządzę sobie odpowiednią listę i będziecie mogli być na bieżąco. Najlepiej podajcie bloga, gdzie mam was powiadamiać (razem z miejscem, gdzie mam takowe informacje zostawiać), bądź maila, lub jeszcze coś innego. Jestem otwarta na propozycje ;)

I ostatnie pytanko. Czy wam też się oddziela kolor tła nagłówka z tłem bloga? Bo nie wiem czy to jak mam jakiś błąd, czy to coś blogger odwala (bo teoretycznie oba kolory są identyczne - sprawdzałam dobre 5 razy).

Na dziś to tyle i...

Do napisania! :D

wtorek, 9 maja 2017

Instagram

Witajcie kochani!

Tak dobrze widzicie, właśnie założyłam Instagrama :D Pchnięta jakimś impulsem i zachęcona ilością komentarzy pod ostatnim rozdziałem (za co gorąco dziękuję!) postanowiłam pokazać wam trochę siebie i bardziej zżyć z moimi czytelnikami ;) Dodatkowo, może uda mi się znaleźć nowych fanów mojego opowiadania? Kto wie ;P Będziecie też na bieżąco widzieli postępy mojej pracy nad kolejnymi rozdziałami, a w późniejszym czasie może i nawet historiami :D Będzie to także sposób komunikowania się między nami. Często mam różne dylematy związane z kolejnymi wątkami w PLM, a nie mam nikogo, kto mógłby mi doradzić. Teraz będę mogła się zgłosić do Was :D I mam nadzieję, że będziecie pomocni w takich sprawach ;)

A teraz pytanko do Was, co Wy na taki pomysł? Dobrym posunięciem jest Instagram związany z moją twórczością, czy powinnam sobie odpuścić?

No i na koniec, oczywiście jeżeli podoba się Wam mój pomysł, zapraszam do zaobserwowania mojego konta, który znajdziecie pod poniższym linkiem:


Całuję i do napisania!