piątek, 2 czerwca 2017

Pomiędzy światami

Cześć kochani!
Jak mówiłam na Instagramie, dziś zamiast kolejnego rozdziału pojawia się opowiadanie konkursowe. ;) Więcej powiem na końcu i na razie zapraszam do czytania.

~*~

Biegła przez wąskie ulice otoczone starymi, lecz malowniczymi kamienicami. Jej długie różowe włosy łopotały na wietrze, a kolorowa torba obijała się o bok.

- Cholera! Cholera! Cholera! Znowu się spóźnię Profesor Diana mnie zabije! – krzyczała na siebie w myślach.

Dziewczyna wypadła zza rogu i jej oczom ukazał się potężny gmach Czeskiej Akademii Sztuk Pięknych. Studiowała tam dopiero drugi semestr, ale już zdołała podpaść połowie prowadzących. A powód był jeden – nagminne spóźnienia.

Różowowłosa dziewczyna na pełnym biegu wpadła do budynku i nie zwalniając pomknęła ku schodom. Już po chwili przemierzała piętro, na którym właśnie odbywały się jej zajęcia. Zatrzymała się dopiero w momencie, gdy dotarła do sali 113. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 8:20 po czym przeklęła w duchu i delikatnie otworzyła drzwi. Miała cichą nadzieję, że pani profesor będzie zajęta jakimś studentem i nie zauważy jej wtargnięcia. Niestety, nadzieja matką głupich.


- Panna Anděl, cóż za niespodzianka! – zawołała głosem pełnym sarkazmu i jadu.

- Wybacz pani profesor, to się już więcej nie powtórzy. – odparła ze skruchą dziewczyna.

- Mówisz to za każdym razem. Siadaj i bierz się do pracy. – zganiła ją i wróciła do krytykowania pracy jakiejś biednej brunetki.


Och, jak ona nienawidziła tej kobiety! Profesor miała ponad 50 lat i była tak zwaną starą panną z kotem, a swoje napięcie seksualne rozładowywała na niewinnych studentach. Dziewczyna zasiadła przed sztalugą na wysokim krześle i spojrzała na podwyższenie, które usytuowane było na środku sali. Na prostej sofie siedział dobrze zbudowany i przystojny mężczyzna. Domyśliła się, że skoro modelem jest Mark, to mają dziś ćwiczenia rysunku. Nie tracąc więcej czasu chwyciła za torebkę w poszukiwaniu potrzebnych przyborów. I wtedy dotarło do niej coś strasznego, otóż cały piórnik został na jej biurku. Zaczęła przegrzebywać torebkę z nadzieją znalezienia choćby kawałka rysika, ale jej starania nie przyniosły skutku. Już miała zacząć wyklinać wszystko na czym świat stoi, kiedy usłyszała za plecami znajomy głos.

- Pst, Nicole.


Dziewczyna odwróciła się i ujrzała nieziemsko przystojnego, błękitnookiego chłopaka. Jego czarne włosy były lekko rozczochrane, a na wąskich ustach błąkał się wyraz rozbawienia. W wyciągniętej ręce dzierżył ołówek.

- Nataniel, jesteś wielki. – wyszeptała do przyjaciela z ulgą w głosie.

Nicole ponownie odwróciła się w stronę czystej kartki, nim profesor Czepialska zdążyła ją zrugać za rozmowę w czasie zajęć i skupiła wzrok na modelu. Już po chwili na arkuszu pojawiły się pierwsze kreski. Z czasem, im więcej elementów obrazu się pojawiało, tym jej umysł bardziej oddalał się od ciała. Pozwoliła ponieść się sztuce. Zawsze tak się działo, gdy siadała przed płótnem. Jej wzrok był zamglony, ale mimo to ręka doskonale wiedziała co robić. Mięśnie same wyprowadzały kolejne linie, cienie, detale. Zdążyła przez tą krótką chwilę stracić rachubę czasu. Nie wiedziała, czy rysuje od 10 minut, 2 godzin, czy tygodnia. Nie liczyło się nic, prócz kartki, ołówka i modela.


- Co to ma być?!


Nicole o mało nie spadła z krzesła, kiedy ostry głos profesor wybił ją z transu w jakim się znalazła. Zamrugała kilkukrotnie i dopiero wtedy dostrzegła, co wyszło spod jej ręki. Postać modela była niesamowicie realistyczna, a rysunek wykonany był z niewyobrażalną dbałością o szczegóły, ale…


- O nie Znowu to zrobiłam… - zganiła się w myślach i czekała na naganę nauczycielki.


Otóż postać na rysunku była w połowie człowiekiem, a w połowie zwierzęciem. Goła klatka piersiowa Marka była umięśniona i idealnie odwzorowana, podobnie szerokie ramiona i silne ręce. Przystojna twarz przyciągała uwagę, ale jeszcze bardziej wyłaniające się z kosmatych pukli włosów puchate niedźwiedzie uszy. Natomiast nogi poniżej kolan zostały pokryte sierścią, a stopy zamieniły się w potężne łapy. Z obrazu biła siła i pewnego rodzaju magia, której dziewczyna nie rozumiała.


- Pragnę pannie przypomnieć, że trwają właśnie zajęcia z portretu, czyli odwzorowywania rzeczywistości, a nie abstrakcja. Jeszcze jeden taki wybryk, a osobiście dopilnuję, aby nie ukończyła panna naszej akademii! – zrugała ją – Koniec zajęć! Wynocha! – krzyknęła do uczniów ostrym tonem.


Nicole jako pierwsza wyleciała z sali, żeby przypadkiem jeszcze bardziej nie rozeźlić profesor. W połowie schodów prowadzących na parter poczuła ucisk na ramieniu. Był to Nataniel, jej najlepszy przyjaciel, z którym znała się praktycznie od zawsze. Chłopak był tak wysoki, że Nicole musiała zadrzeć głowę do góry, by spojrzeć w jego wiecznie śmiejące się błękitne oczy.


- Co tym razem? – zapytał na wstępie.

- Nie dość, że nie podłączyłam sobie telefonu na noc do prądu, przez co się rozładował i nie zadzwonił budzik, to jeszcze nie spałam pół nocy. – tłumaczyła, żywo przy tym gestykulując.

- Znów ten sen? – zapytał zmartwiony.

- Ta… - odparła, po czym ponowiła wędrówkę po schodach.


Nicole miała dzisiaj jeszcze wykłady z barw i ćwiczenia z rzutów w sztuce, nie tak źle. Na obiad będzie już w domu. Kiedy kierowała się do wschodniego skrzydła akademii dostrzegła kątem oka, że Nataniel się jej przypatruje i chichocze pod nosem.


- Co znowu? – warknęła w stronę przyjaciela.

- Czy widziałaś się dzisiaj w lustrze? – zapytał rozbawionym głosem.


Lekko zdezorientowana Nicole odwróciła się w stronę szyby, w której dobrze było widać jej odbicie i właśnie wtedy zrozumiała o czym mówił chłopak. Miała na sobie zielone spodnie, fioletową koszulkę z motywem tęczy, bluzę w kropki i dwa różne trampki. Całości dopełniały różowe włosy i ciemne tatuaże wystające spod podwiniętych rękawów. Nicole jęknęła cicho, po czym machnęła ręką ze słowami:


- Pieprzyć to. I tak gorzej już być nie może.


Chwilę potem weszli i do auli, gdzie miał odbyć się wykład. O dziwo reszta dnia nie przyniosła nowych niespodzianek.


~*~


Stała w ciemnościach, otaczały ją obumarłe drzewa i suche trawy. Na niebie nie było ani gwiazd, ani księżyca. Wokół panowała grobowa cisza. Próbowała się ruszyć, ale nie mogła. Spojrzała na dół. Jej nogi były otoczone przez czarne pnącza. Nagle usłyszała trzask łamanych gałęzi i ciężki oddech… czegoś. Zaczęła się rozglądać wokół, ale nic nie dostrzegła. Dźwięk dochodził jednocześnie zewsząd i znikąd. To coś znajdowało się coraz bliżej, czuła to. Zaczęła się szarpać, aż udało jej się uwolnić, po czym rzuciła się biegiem przez las. Czuła, jak gałęzie uderzają ją w twarz i nogi. Poczuła, że jakiś kolec rozerwał jej skórę na ramieniu, ale nie mogła się zatrzymać. Musiała biec. Uciekać. To coś się zbliżało, czuła jego stęchły oddech na plecach. Nagle się potknęła i upadła u podnóża uschniętego dębu. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyła były czerwone ślepia i uczucie rozrywającego bólu.


Nicole zerwała się z łóżka z krzykiem. Była cała spocona, a jej dłonie drżały.


- Znowu, znowu ten sam sen. Co to ma oznaczać?


Kiedy trochę się uspokoiła spojrzała na zegarek, który wskazywał 4:00. Na uczelnię miała dopiero na 9:00, ale wiedziała, że nie zdoła już zasnąć. Usiadła zatem przy biurku, włączyła światło i zaczęła rysować. Po chwili na kartce pojawiły się czerwone, żądne krwi ślepia. Spojrzała na ścianę nad stołem. Wszędzie wisiały sceny z koszmaru, który właśnie przeżyła. Męczył on ją od kiedy skończyła 12 lat. Mówiła o tym rodzicom, była nawet u psychologa, ale nikt nie był w stanie jej pomóc. Kiedyś koszmar pojawiał się raz w miesiącu, czasem rzadziej, ale ostatnio nękał ją praktycznie co noc. Przesiedziała tak kolejną godzinę, aż postanowiła udać się pod prysznic, by przegonić czarne myśli. Lodowata woda spływała po jej plecach, zmywając pozostałości po potwornym śnie i przygotowując ją na kolejny dzień.


Dziś wybrała bardziej stonowany strój. Ubrała swoje ulubione podarte jeansy, czarne botki na obcasie, bordową koszulkę i luźny, kremowy sweter. Nicole przyjrzała się swojemu odbiciu. Stała przed nią niska dziewczyna, której ramiona, plecy i uda pokrywały liczne tatuaże, a długie do pasa różowe włosy opadały falami na ramiona. W prawym uchu miała tyle kolczyków, że straciła już rachubę, ile ich tam faktycznie było. Dziwiła się, że rodzice zgadzają się na to, aby wyglądała tak jak wygląda. Nicole westchnęła głośno i wyszła z pokoju. Mieszkanie w jakim mieszkała wraz z rodzicami było niewielkie, lecz bardzo przytulne. Mama dziewczyny była śliczną kobietą, która zarażała optymizmem. Ojciec zaś był zdecydowanie bardziej poważnym człowiekiem, ale kiedy się go bliżej poznało okazywał się bardzo uczuciowym mężczyzną. Obydwoje byli dosyć wysocy i posiadali ciemnobrązowe włosy. Nicole wiele razy zastanawiała się, dlaczego jest ona malutką blondynką i nie odziedziczyła po rodzicach żadnych cech wyglądu. Zawsze jednak tłumaczyła sobie to mutacją genetyczną, bo podobno jej świętej pamięci babka bardzo ją przypominała.


- Wszystkiego najlepszego, kochanie! – zawołała znajdująca się w kuchni kobieta – Nie mogę uwierzyć, że masz już 20 lat!

- No tak mam dzisiaj urodziny. – przypomniała sobie nagle.


Po krótkich życzeniach i uściskach, mama Nicole ponownie się odezwała:


- Długo masz dzisiaj zajęcia?

- Nie, tylko historię sztuki, ale potem idę jeszcze z Natanielem na pizzę. – odpowiedziała.

- Super, to zaproś go tuta, to dostaniesz od nas porządny prezent, bo teraz nie ma na to czasu. – odparła wesoło kobieta.

- Jaki prezent? – zaciekawiła się dziewczyna.

- Zobaczysz! – zawołała rozbawiona – Jedz śniadanie, bo znowu się spóźnisz, a chyba tego nie chcesz.


Po krótkim posiłku Nicole wyszła na ulice miasta. Miała jeszcze godzinę do rozpoczęcia zajęć, więc kolejne alejki przemierzała powolnym spacerkiem. Rozglądała się wokół słuchając przy tym piosenek z nowej płyty jej ulubionego rockowego zespołu. Praga była pięknym miejscem, pełnym zabytkowych kamienic i malowniczych zaułków. Kochała to miasto, bo głównie niemu znajdowała inspiracje na nowe dzieła. Dziś jednak ciężko jej było cieszyć się przechadzką. Ciągle po głowie chodziły jej czerwone ślepia ze snu i co chwilę przed oczami przemykały jej dziwne zjawiska. Raz wydawało jej się, że widzi na głowie przechodzącej obok niej kobiety mysie uszy. Innym razem przemknął jej mężczyzna z puszystym lisim ogonem. Jednak za każdym razem, gdy skupiała na danej osobie wzrok dziwne przywidzenia znikały. Już nie pierwszy raz zdarza jej się coś takiego, jednak wciąż nie udało jej się zrozumieć funkcjonowania swojej głowy. Od kilku lat prześladują ją dziwne zwidy i przeczucia, które po zachodzie słońca zmieniają się w potwory. Od roku bała się wychodzić z domu po zmroku, ciągle czuła się obserwowana i zagrożona. Nicole odrzuciła od siebie te myśli i niemiłe wspomnienia, po czym skupiła się na drodze do akademii.



~*~ 


Ku uldze dziewczyny zajęcia minęły bez większych niespodzianek, choć przez cały wykład wydawało jej się, że za uszami profesora połyskują sowie pióra. Pizza z Natanielem przebiegła nad wyraz spokojnie, lecz nie obyło się bez wesołej atmosfery. Zgodnie z prośbą mamy Nicole dwójka przyjaciół pojawiła się w domu dziewczyny.


- Nat! Dawno się nie widzieliśmy! – zawołała radośnie pani domu.

- Dzień dobry. – przywitał się chłopak i usiadł na kanapie w dużym pokoju.

- No to dowiem się w końcu, co to za niespodzianka? – zapytała zniecierpliwionym głosem Nicole.


Jej rodzice oraz Nataniel wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami, co ani trochę nie spodobało się dziewczynie. Pan domu wyszedł bez słowa z pokoju, po czym wrócił z laptopem w ręce i postawił go przed dziewczyną.


- Zanim to obejrzysz – zaczęła niepewnym głosem ciemnowłosa kobieta – wiedz, że kochamy Cię jak własną córkę.


Nicole zamrugała kilkukrotnie i otworzyła pokrywę komputera. Na monitorze pojawiła się kobieta. Miała długie, blond włosy, które wyglądały na niezwykle miękkie, zaś jej oczy były… były dokładnie takie same jak u Nicole. Na pierwszy rzut oka zdawały się być złote, ale po dokładniejszej analizie ich barwy dostrzec można było odrobinę brązu otaczającą źrenicę oraz zieleń okalającą zakończenie tęczówki. Dziewczyna spoglądała właśnie na starszą wersję jej samej. Nie wiedząc co powiedzieć odpaliła filmik.


Witaj Nicole. Nazywam się Aleya i jestem Twoją matką. Zapewne właśnie przeżyłaś szok, ale zanim mnie znienawidzisz, wysłuchaj do końca, co Ci mam do powiedzenia. Po pierwsze, jeśli to oglądasz, to znaczy, że już od dawna nie żyję, więc nawet nie masz po co próbować mnie odnaleźć. Jedynie narazisz się na niebezpieczeństwo. Po drugie, wcale nie chciałam Cię zostawić, ale nasze życie jest zagrożone. Ktoś poluje na Widzących. Jeżeli zostaniesz ze mną to na pewno Cię zabiją. A ja na to nie pozwolę. Eliza i Leon są dobrymi ludźmi, dokładnie się im przyjrzałam i osobiście wybrałam. A teraz wyjaśnię Ci parę rzeczy. Właśnie skończyłaś 20 lat. Zapewne zauważyłaś, że twoje oczy postrzegają świat inaczej niż wzrok innych ludzi. Widzisz na swojej drodze osoby ze zwierzęcymi atrybutami oraz czujesz obecność dobrej oraz złej magii. Wszystko co Ci się wydaje przywidzeniami, tak naprawdę nie jest nimi. To Twoja moc się przebudza… - w tle słychać było łomot do drzwi – Nie mam za wiele czasu, więc nie wyjaśnię Ci wszystkiego. Idź do Nataniela, on Ci odpowie na Twoje pytania. Widzący, czyli ja i Ty są pośrednikami między światami ludzi, demonów i Simferi (łac. simus - człekokształtny, fera - bestia: Człekokształtna Bestia). Musisz bronić światy przed czyhającym w mroku złem. Takie jest Twoje przeznaczenie. Przeznaczenie całego naszego rodu. Jesteśmy Aurevis (łac: aureus - złoty, visum - wzrok: Złoty  Wzrok) i bądź z tego dumna. Amulet, który przekazałam Twoim opiekunom będzie Cię chronił, ale jego moc nie jest wielka, więc musisz sama opanować odpowiednie zaklęcia. Twoje oczy są bronią, błogosławieństwem i przekleństwem. – łomot był głośniejszy, a kobieta na filmie mówiła coraz szybciej i mniej składnie – Wiem, że masz wiele pytań i niewiele z tego rozumiesz, ale masz Nataniela. On zna odpowiedzi, wszystko ci wyjaśni i pomoże. I pamiętaj, kocham Cię córeczko. – w oczach kobiety pojawiły się łzy i w tym momencie film się urwał.


W pokoju panowała cisza. Nicole bezwiednie złapała za amulet wiszący na jej szyi i głaskała jego nierówności. Był to złoty krążek, z wygrawerowanymi liniami, które układały się w literę A. Do tej pory nie wiedziała, czemu czuła takie przywiązanie do naszyjnika, ale teraz wszystko się wyjaśniło. W błyskotce uwięziona była magia, która miała ją ochraniać. Podświadomie czuła, że nie powinna się z nim rozstawać. Wciąż otumaniona spojrzała na Nataniela i spytała słabo:


- Czy to jakoś żart?


Niestety widząc przepraszający wzrok chłopaka straciła wszelką nadzieję. Przygarbiła się, jakby na jej barki założony został ogromny ciężar i ponownie odezwała się do przyjaciela. A może on tyko udawał jej przyjaciela? Już sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.


- Mów. Powiedz mi, wyjaśnij o co tu chodzi. Czym jestem i czym są te całe Simferi?


Nataniel westchnął cicho, wyprostował się na kanapie i zaczął mówić:


- Jestem jednym z Simferi, czyli potomkiem człowieka i zwierzęcia zwanego Sollimate (łac. sollers - inteligentny, animate - zwierzęcy: Inteligentny zwierz). Ale od początku. Wiele milionów lat temu światem równolegle rządziły dwa królestwa – ludzi i inteligentnych zwierząt. Obie nacje żyły w spokoju i harmonii zasiedlając Ziemię. Nie wchodziły sobie w drogę, istniały obok siebie. Aż w końcu, w czasie jednego z pokojowych spotkań ludzka królowa i pan Sollimate niespodziewanie zakochali się w sobie. Postanowili zatem zmieszać krew i połączyć swoje rody. Tak pojawił się pierwszy Simferi. Ich syn imieniem Aureliusz (łac. aureolus – złocisty, wspaniały) odziedziczył po matce urodę i ludzką postać, zaś po ojcu zwierzęce zmysły i długowieczność. Gdy wieść o zjednoczeniu się królestw rozeszła się po świecie, ludzie i Sollimate przełamali bariery i uprzedzenia dzielące ich od setek lat. Jednak nie wszyscy podzielali szczęście pary królewskiej i ich potomka. Niektórzy Sollimate uważali się za lepszych od ludzi, twierdzili, że to oni jako pierwsi zasiedlali Ziemię i to do nich należy prawo do planety. Buntownicy zaatakowali pałac królewski i zabili władców. Na szczęście Aureliuszowi udało się powstrzymać powstańców i za karę wygnał ich z planety. Nowy król był niesamowicie mądrym władcą i przy pomocy magii Ziemi i wstawiennictwu bogiń stworzył Klucz. Dzięki niemu utworzone zostało specjalne więzienie dla buntowników, którzy przez lata nienawiści zmienili się w demony, porzucając swoje cywilizowane zachowania. Więzienie to zostało zawieszone między wymiarami w nicości, wykluczając jakąkolwiek możliwość ucieczki. Na Ziemi w końcu zapanował spokój. Król umierając powierzył Klucz swojemu następcy i tak z pokolenia na pokolenie przechodził on z rąk do rąk. Z czasem jednak pokój został zachwiany. Simferi byli obdarzani coraz to większą władzą, co nie spodobało się ludziom i ci wypowiedzieli im wojnę. Potomek Aureliusza za nic w świecie nie chciał pozwolić na rozlew krwi. Wiedział, że ludzie z natury są bardzo okrutni i w czasie walk najbardziej ucierpieliby niewinni. Postanowił więc odsunąć się wraz ze swoim dworem od władzy w cień, oddając władzę ludziom. Podobnie postąpili Simferi oraz Sollimate, którzy nie mogli zaznać spokoju w nowym królestwie. Ci pierwsi nauczyli się ukrywać swoje zwierzęce atrybuty i umiejętności, by móc żyć wśród ludzi. Klucz natomiast został schowany przez byłego Króla i zapomniany. Niestety niespełna 200 lat temu został on odnaleziony i wpadł w złe ręce. Ktoś próbuje się zemścić na ludziach i zawarł układ z demonami, które między wymiarami przez tysiące lat łączyły się i rosły w siłę. W obecnych czasach nikt nie jest bezpieczny. Najbardziej krwawa wojna w historii wisi w powietrzu.


- A mi co do tego wszystkiego? – zapytała, kiedy chłopak ucichł na dłuższą chwilę.

- Tak się składa, że bardzo wiele. Niedługo po oddaniu władzy w ręce ludzi narodził się pierwszy Widzący. Okazało się, że był on w stanie, bez najmniejszych przeszkód dojrzeć prawdziwą naturę każdego stworzenia stąpającego po Ziemi. Nic nie było w stanie ukryć się przed jego złotymi oczyma, posiadających domieszkę brązu mądrości ziemi oraz krztę zielonego dziedzictwa lasów. Po latach szkoleń i powiększaniu rodu Widzących okrzyknięci zostali oni pośrednikami między światami. Wtedy jeszcze nie wiedziano, jak ważną rolę w świecie będą oni mieli. Gdy 200 lat temu pierwsze demony zaczęły panoszyć się po Ziemi, niosąc ból i zniszczenie odkryto kolejny dar Widzących. Głęboko zakorzeniona w nich magia pozwoliła otwierać na krótkie chwile między wymiarowe bramy i odsyłać demony z powrotem do więzienia. Niestety okazało się, że nie każdy ma wystarczającą moc i do walki z potworami zdolna była zaledwie garstka z licznego rodu. Jednak wściekłe demony nie zważały na siłę magii Widzących i zabijały każdego, kto nosił błogosławione oczy. To była istna rzeź. Ja… Pamiętam to dokładnie. Może i nie wyglądam, ale mam 143 lata. Znałem bardzo dobrze Twoją matkę. To ona osobiście powierzyła mi opiekę nad Tobą 20 lat temu.


Nataniel spoglądał obolałym wzrokiem na twarz przyjaciółki. Ta zaś siedziała nieruchomo i w ciszy przyswajała sobie nowe informacje. To co właśnie usłyszała było wprost absurdalne. W głowie pojawiały jej się pierwsze pytania, a po chwili były już ich setki.


- Czy… Czy to jakiś urodzinowy żart? – zadała pierwsze i najbardziej nurtujące z nich.

- Przykro mi, ale niestety nie. – odparł smutno.

- To… Powiedz… Powiedz mi, ile nas zostało. Nas, czyli takich jak ja, Widzących.

- Po masakrze są to pojedyncze jednostki. Z twojego klanu, który jest najstarszym i w prostej linii wywodzi się od pierwszego Widzącego zostałaś ostatnia. Ogólnie w Europie jest was dwójka, w Azji również dwoje, w obu Amerykach po jednym, podobnie w Australii i Afryce.

- Ośmiu. – szepnęła do siebie zszokowana, ale nagle coś sobie uświadomiła – Skąd wiecie, że jest we mnie wystarczająco potężna magia? Sam mówiłeś, że nie każdy jest w stanie pokonać demony.

- Naszyjnik. – wskazał na szyję dziewczyny – W nim oprócz zaklęć ochronnych ukryta jest potężna magia Twojego klanu. Kiedy odpowiednio się przygotujesz będziesz w stanie zawładnąć nią całą. Każdy z ośmiu ocalałych Widzących posiada taki amulet.

- Dobrze, to teraz powiedz mi…


Rozmowa przyjaciół trwała do późnych godzin nocnych. Nicole wypytała się o praktycznie wszystko, co jej przyszło do głowy. Dowiedziała się, że Simferi są w stanie manipulować swoim wiekiem, dzięki czemu Nataniel był przy dziewczynie od przedszkola. Poznała zarys historii swojego rodu oraz wypytała swoich rodziców w jaki sposób się u nich znalazła. Eliza i Leon odetchnęli z ulgą, gdy Nicole zapewniła, że nowa wiedza nic nie zmienia w ich relacji. Nataniel obiecał dziewczynie, że dostarczy jej wszystkie księgi i zwoje związane z jej rodem jakie posiada w domu. Zmęczeni nie zdołali nawet dojść do pokoju Nicole i zasnęli na kanapach w salonie, czego rano bardzo pożałowali.


~*~


Od urodzin Nicole minął już miesiąc. Dziewczyna powoli przyzwyczaiła się do nowej roli. Spędzała z Natanielem każdą wolną chwilę i co rusz dowiadywała się nowych rzeczy. Chłopak cierpliwie odpowiadał na każde pytanie i chętnie wyjaśniał wątpliwości przyjaciółki. Właśnie spacerowali po przyprószonej śniegiem Pradze.


- Gdzie my tak właściwie idziemy? – zaciekawił się Nataniel.

- Do biblioteki. – odparła skręcając w ruchliwą alejkę – Skończyłam już czytać wszystkie książki, które mi przyniosłeś i wciąż mało wiem. Może w Bibliotece Narodowej znajdę coś ciekawego. Jakieś legendy, albo ludowe przekazy. Cokolwiek.

- No nie głupie. – przyznał z uznaniem.


Kolejne godziny minęły im na przeszukiwaniu licznych regałów, jednak niewiele udało im się znaleźć. Trafiali jedynie na jakieś bezsensowne bajeczki dla dzieci. Nicole dotarła do jakiejś starej, zaciemnionej i mocno zakurzonej części biblioteki. Alejki ciągnęły się wzdłuż zimnej, ceglastej ściany. Złote oczy dziewczyny prześlizgiwały się po tytułach zabytkowych tomów. Była mocno zrezygnowana i lekko podłamana brakiem jakichkolwiek rezultatów jej poszukiwań. Miała już opuszczać zapomniane alejki, kiedy jej oczy dojrzały coś intrygującego. Na jednej z ksiąg wygrawerowana została złota litera A, wyglądająca dokładnie jak ta, która znajdowała się na jej naszyjniku. Nicole delikatnie wyjęła księgę i otworzyła na pierwszej stronie, po czym zaczęła przewracać kolejne kartki. Cała księga była… pusta. Idealnie czysta.


- Co do… - wymamrotała pod nosem.


Już miała odłożyć tom na miejsce, gdy coś zalśniło pomiędzy księgami. Rozsunęła je delikatnie i jej oczom ukazała się ściana. Na jednaj z cegieł wyryty był dokładnie ten sam symbol, co na księdze. Przyjrzała mu się dokładnie i zwróciła uwagę na jeden szczegół. W miejscu, gdzie powinien znajdować się szlachetny kamień było wgłębienie. Pchnięta impulsem zdjęła z szyi amulet i przytknęła go do ściany. Nagle po jej prawej stronie usłyszała zgrzyt. Przeszła na koniec regału i ujrzała niewielkie przejście znajdujące się we wnęce. Z mieszanymi uczuciami weszła do ciemnego pomieszczenia.


- Osz ty w dupę.


Przed dziewczyną rozpościerała się niewielka biblioteczka. Od razu widać było, że od wielu lat nie była odwiedzana. Nicole chwyciła za pierwszą z brzegu książkę i aż zachłysnęła się powietrzem. Przejrzała tytuły pozostałych tomów i już była pewna. Znajdowała się właśnie w ukrytej bibliotece Widzących, a dokładnie jej rodu.


~*~


- Nat, patrz co znalazłam! – zawołała radośnie Nicole.


Dwójka przyjaciół od tygodnia studiowała księgi w odnalezionej bibliotece. W tym czasie Nicole za zdziwieniem odkryła, że tatuaże pokrywające jej ciało to tak naprawdę magiczne symbole ochronne. Podświadomie już od dawna czuła w sobie magiczną siłę. Coraz lepiej wychodziły jej też zaklęcia i nauka starożytnego języka Widzących.

- Musimy się zbierać. Niedługo zamykają. – odezwał się Nataniel.


Dziewczyna oderwała się od grubego tomu mówiącego o magicznym Kluczu stworzonym przez króla Aureliusza. Nie chciała wracać, ale wiedziała, że chłopak ma rację. Zostawiła lekturę na półce i po chwili byli już na ulicy. Na zewnątrz zrobiło się już ciemno. Nicole od kiedy nauczyła się kilku zaklęć obronnych chętniej wychodziła wieczorami. Nie zmieniło to jednak jej strachu przed czyhającymi w mroku bestiami. Szli chodnikiem co rusz się trącając i popychając, aż nagle Nicole się z kimś zderzyła.


- Przepraszam Ja naprawdę nie chciałam… - i wtedy dojrzała twarz przechodnia.


Stał przed nią wysoki, dobrze zbudowany blondyn, a jego ciemno granatowe oczy świdrowały ją.


- M… M… Max. – wydukała.


W Pradze jest tak wiele ludzi, a los chciał, żeby zderzyła się z chłopakiem, w którym potajemnie się kochała, odkąd zaczęła studia.


- My się znamy? – zapytał zdziwiony.


Nicole wpatrywała się zahipnotyzowana w poruszające się zgrabne usta. Dopiero, kiedy poczuła kłujący ból w boku, którego autorem był Nataniel uświadomiła sobie, że chłopak się jej o coś zapytał.


- T… Tak. To znaczy nie! W sensie, że studiujemy razem, jestem rok niżej. – powiedziała nieskładnie, po czym się zarumieniła.


Max patrzył na nią lekko zdziwionym wzrokiem, po czym promiennie się uśmiechnął.


- To może się poznamy? Max. A ty to?

- Ja… Ja się nazywam… Jak się… Ten… Nicole! Tak, jestem Nicole.

- Miło mi. – podał rękę dziewczynie – To do zobaczenia na uczelni. – i odszedł.


Nicole stała otumaniona i wpatrywała się w alejkę, w której zniknął chłopak. Dopiero głośny śmiech Nataniela wybudził ją z transu.


- Zamknij się! Nie było tematu. – odparła rozeźlona i ponowiła chód.


Mimo wielu gróźb w stronę przyjaciela ten nie miał najmniejszego zamiaru przestać nabijać się z dziewczyny. Ostatecznie sama zaczęła się śmiać ze swojej głupoty i w dobrych humorach rozeszli się do domów. Tej nocy nie dręczyły jej żadne koszmary.


~*~


Koniec marca przyniósł zdecydowanie przyjemniejszą pogodę. Wszyscy, kiedy tylko mogli wybierali się na spacery i przebywali na świeżym powietrzu. Wyjątkiem była Nicole, która wciąż przesiadywała całe dnie w zapomnianej bibliotece Aurevis. Nawet Nataniel nie mógł jej stamtąd wyciągnąć.


Nicole czekała właśnie na zajęcia z Barw, kiedy ktoś ją zaczepił.


- Cześć, Nicole. Dobrze pamiętam?


Dziewczyna szybko się odwróciła i stanęła jak wryta.


- Cz… Cześć Max. – odparła.

- Wiesz, tak się ostatnio zastanawiałem, czy nie masz ochoty wyjść ze mną do kina. Grają teraz kolejną część Gwiezdnych Woje i nikt nie chce ze mną iść. Co ty na to? – zapytał się z uśmiechem.


Minęło kilka długich sekund, w czasie których Nicole próbowała przypomnieć sobie jak się mówi. W końcu wyrzuciła z siebie.


- Tak, chętnie, czemu nie.

- No to widzimy się jutro o 16:00 pod uczelnią. Może być?

- T… Tak. – znowu się zająknęła.

- To do zobaczenia. – nie czekając na odpowiedź odszedł.


Akurat na nieszczęście Nicole, Nataniel widział całe zajście i nie omieszkał się nabijać z przyjaciółki do końca dnia.


Nazajutrz różowowłosa dziewczyna nie mogła sobie znaleźć miejsca. Nie spała z nerwów pół nocy, a rano zmieniała strój aż 3 razy. Oczekiwana przez nią godzina zero przyszła zdecydowanie za szybko. Nicole stała pod głównymi drzwiami uczelni i niespokojnie przestępowała z nogi na nogę.


- Cześć. - dziewczyna aż podskoczyła, kiedy Max pojawił się za jej plecami – Możemy iść?

- T… Tak. – odparła niepewnie.


Przez całą drogę do kina Max wesoło opowiadał różne historie, dzięki czemu Nicole w końcu się rozluźniła i przestała jąkać. Dziewczyna była w siódmym niebie. Nie sądziła, że kiedykolwiek pójdzie na randkę z miłością swojego życia. No dobra, spotkanie, we dwoje, więc to prawie randka. Przez cały seans nie mogła się skupić na filmie. Nie przyznała się Maxowi, ale nie cierpiała Gwiezdnych Wojen. Kilkukrotnie Nataniel próbował namówić ją na oglądanie całej serii, ale przy każdym podejściu zasypiała po pierwszych 20 minutach. Teraz przechodziła istną walkę z samą sobą, by jakoś przetrwać te niekończące się katusze. W końcu nie chciała zrazić do siebie Maxa. Nie teraz, kiedy nareszcie zdołała się do niego normalnie odezwać. Po seansie chłopak nie mógł przestać zachwycać się fabułą i efektami specjalnymi. Nicole jedynie cicho przytakiwała i starała się wyłapywać jakieś wątki, które jakimś cudem zapamiętała z filmu.


- No świetne to było! Nieprawdaż?


Nicole przytaknęła cicho, chłopak ciągnął dalej.


- Niedługo wychodzi kolejna część, jak Ci się tak podobało, to może znowu się wybierzemy?

- Tak… Z chęcią. – dziewczyna przywołała na usta wymuszony uśmiech i jakimś cudem udało jej się zmienić temat ich rozmowy.


Spacerowali po mieście jeszcze dłuższy czas, aż zrobiło się ciemno. Kiedy dotarli pod kamienicę Nicole i musieli się pożegnać Max przytulił zaskoczoną dziewczynę, po czym pocałował ją w policzek. Oszołomiona nawet nie zauważyła, jak chłopak odchodzi i znika za zakrętem. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła zaraz po wkroczeniu do pokoju było złapanie za telefon i wybranie numeru Nataniela.


- Cześć, co tam?
- Pocałował mnie!
- Czekaj, co?!
- No pocałował! W policzek! AAAA‼! Jestem taka szczęśliwa!
- Hahaha! Co za baba…
- Ej, no co?
- Nic, nic. Tylko jakbyś nie zauważyła, to ja Cię ciągle całuję w policzek na powitanie.
- Ale to ty. Ty się nie liczysz.
- No wiesz, dzięki.
- Oj, wiesz o co mi chodzi przecież.
- Ale i tak strzelam focha.
- Nat nooo…
- Przecież wiesz, że się nie gniewam. Opowiadaj, jak było.
- To tak…


Rozmawiali jeszcze długi czas, a Nataniel zaśmiewał się z przyjaciółki. Nie mógł uwierzyć, że ta zgodziła się na oglądanie Gwiezdnych Wojen. Dałby wiele, żeby widzieć jej walkę z samą sobą w czasie seansu. Chłopak cieszył się jej szczęściem, ale miał dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Czuł, że wydarzy się coś złego i to już niebawem.


~*~

- Nicole, posłuchaj mnie choć przez chwilę! Tu coś naprawdę nie gra!

- Po prostu jesteś zazdrosny i tyle! To, że jesteś moim opiekunem nie daje Ci prawa do kontrolowania mnie!

- Ja Cię wcale nie kontroluję, tylko się o Ciebie martwię.

- Skończ już z tym! Mam Cię dość! Wynoś się stąd!


Nataniel chciał jeszcze coś powiedzieć, ale odpuścił i wyszedł z pokoju. Chwilę później po mieszkaniu rozszedł się odgłos zamykanych drzwi.


Minął miesiąc od kiedy Nicole zaczęła spotykać się z Maxem. Od tego czasu jej kłótnie z Natanielem były na porządku dziennym. Przestała też odwiedzać bibliotekę, zawalała uczelnię i zaniedbywała naukę magii. Chłopak za wszelką cenę próbował nakłonić ją do zerwania kontaktów z Maxem, albo chociaż zmiany nastawienia. Niestety nic do niej nie docierało, a konflikt przyjaciół pogłębiał się coraz bardziej.

Nicole chodziła po pokoju w tę i z powrotem, aż w końcu nie wytrzymała i wyszła z domu. Na zewnątrz panowała szarówka, a słońce skłaniało się ku zachodowi. Dziewczyna czuła obecność demonów ukrytych w cieniach. Miała wrażenie, że jest ich więcej niż zazwyczaj, ale zignorowała to przeczucie. Niewiele myśląc skierowała swoje kroki do domu Maxa. Nie rozmawiała z nim od rana i miała nadzieję, że wieczór spędzony z chłopakiem poprawi jej humor. Ulice Pragi nawet o tej porze były zatłoczone, przez co podróż zajęła jej trochę dłużej. W końcu Nicole udało się dotrzeć pod odpowiedni adres. Wtedy usłyszała śmiechy i głośną muzykę wydobywającą się z budynku. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy zastukała w drzwi frontowe, ale nikt jej nie otworzył. Dopiero kiedy zaczęła nachalnie dzwonić dzwonkiem usłyszała szczęknięcie zamka w drzwiach. W progu pojawił się jeden z kolegów jej chłopaka.

- Ej, Max! To ta laska z zakładu! – krzyknął w stronę wnętrza domu.

Nicole stała oszołomiona i wpatrywała się w niknącą w budynku sylwetkę chłopaka.

- Z zakładu? O co tu chodzi? – zastanawiała się w myślach.

Nagle stanął przed nią Max. Od razu wyczuć można było od niego zapach alkoholu i dymu, niekoniecznie papierosowego.

- Co ty tu robisz? – zapytał ostro.

- No przyszłam do Ciebie. Nie mogę odwiedzić własnego chłopaka? – zapytała dalej będąc w szoku.

- Pf… Haha! Serio myślałaś, że chodziłbym z kimś takim jak ty? Proszę Cię, jesteś żałosna.

- To dlaczego ty…

- Założyłem się z chłopakami, że wytrzymam z Tobą miesiąc. Jak widzisz, właśnie świętuję zwycięstwo, więc lepiej spadaj stąd i najlepiej zapomnij o mnie. A, i na uczelni udawaj, że mnie nie znasz.

Nicole nie mogła wydobyć z siebie żadnego słowa. Kiedy drzwi zatrzasnęły się przed jej nosem, jak w transie odwróciła się na pięcie i odeszła. Dopiero po przejściu kilkuset metrów zaczęło docierać do niej to, co się stało, a uczucia brały nad nią górę. Czuła smutek, zawód, ale dominującym uczuciem była złość. Czysta, niczym niezmącona wściekłość, która gotowała krew w jej żyłach. Szybko chwyciła za telefon i wysłała Natanielowi krótką wiadomość.

Miałeś rację, to zwykły cham i prostak. Jestem wściekła!


Im dalej szła, tym jej złość się pogłębiała i przybierała na sile. Widziała i czuła jak demony ukryte w ciemnościach szaleją i próbują ją dopaść. Ignorowała to jednak. Nie obchodziło jej, co się teraz stanie. Z tego wszystkiego skręciła w złą uliczkę, która okazała się ślepa i zdecydowanie ciemniejsza od pozostałych. Już miała zawrócić, kiedy za jej plecami rozszedł się dziwny chrobot i odgłos dyszenia. Przerażona natychmiast się odwróciła i zobaczyła, że jeden z potężnych cieni się do niej zbliża. Nie, to nie był cień. To był potwór. Nicole stała spanikowana i wpatrywała się w czerwone ślepia, które tak dobrze znała ze swoich koszmarów. Im bestia znajdowała się bliżej, tym dziewczyna ściślej przylegała do muru, który oddzielał ją od drogi ucieczki. Potwór był czarny jak bezgwiezdna i bezksiężycowa noc. Jego potężne pazury drapały po ziemi, tworząc w asfalcie głębokie bruzdy. Miał łeb dzikiego wilka, kły potężne niczym lwie, tułów obślizgły i łuskowaty jak u aligatora. Niedźwiedzie łapy uderzały ciężko o podłoże wywołując drżenie, z tyłu rozpościerały się nietoperze skrzydła, a po ziemi ciągnął się ogon łudząco podobny do tego, który spotykany jest u skorpiona. Demon zatrzymał się metr przed dziewczyną. Wystarczył jeden ruch, a zostałaby bez głowy. Nicole zapłakanymi oczami spojrzała w ślepia potwora i już się z nich nie uwolniła. Czuła jak jego czarny umysł wdziera się w jej duszę i wypala ją centymetr po centymetrze. Świat przestał w tym momencie istnieć. Był tylko ból i mroczne wizje serwowane jej przez stwora.


- N.. ol… Ja… Nie… żesz.. ją…

- Co się dzieje? Czyj to głos. – rozmyślała, co szybko poskutkowało rozrywającym bólem. Mimo to nie mogła pozbyć się myśli, że głos ten jest jej znajomy.

- Nicole!

- Kto to? Czy to ja? Czy to moje imię?

- Nicole wracaj‼! To ja, Nat‼!

- Nat… Nat? Nataniel! Boże, wiem kto to! Co on tu robi?

- Obudź się! Nie możesz się poddać!


Nagle poczuła szarpnięcie i upadła na kolana, przerywając kontakt wzrokowy. Słyszała przeraźliwy ryk bestii. Ponownie spojrzała w górę i zobaczyła, że Nataniel wymachuje ogromnym mieczem i atakuje potwora. Cały był zbryzgany czarną posoką, a fragment ogona kreatury leży kawałek dalej. Nicole pierwszy raz widziała przyjaciela w swojej prawdziwej formie. Był on w połowie wilkiem. Miał na głowie sterczące, srebrne uszka, z ust wystawały ostre jak brzytwy kły, a dłonie, które władały niebezpieczną bronią ze śmiertelną precyzją pokryte były futrem, palce zaś zakończone były szponami. Poruszał się płynnie, lekko i dostojnie, jak na dobrze wyszkolonego wojownika przystało. Nicole przyglądałaby mu się dłużej, gdyby nie to, że poczuła na szyi jakieś dziwne wibracje. Spojrzała w dół i ujrzała medalion jej rodu. Kamień znajdujący się na wisiorku pulsował bladym światłem i wzywał Nicole do siebie. Ta niewiele myśląc chwyciła wisiorek w dłonie i wyszeptała:


- Klanie Aurevis daj mi siłę i obdarz magią, bym mogła stawić czoło demonom. Pozwól ochronić mi tych których kocham.

Znała słowa, już dawno znalazła je w jednej z ksiąg w zapomnianej bibliotece, jednak nie sądziła, że tak szybko będzie dane jej je wypowiedzieć. Nagle wokół zalśniło złote światło, a Nicole poczuła, jak napełnia ją dziwne ciepło, a w jej głowie pojawiają się liczne formułki, zaklęcia i symbole. Przebudziła tak długo więzioną magię i pozwoliła zamieszkać jej w niej. Spojrzała lśniącymi oczami na potwora i natychmiast zaatakowała. Złote pociski przeszyły potężne cielsko bestii i przyszpiliły je do ziemi. Nicole przecięła sobie opuszek palca i zaczęła wymalowywać na asfalcie skomplikowane symbole, układające się w okrąg. Kiedy nakreśliła ostatnią linię słowa w prastarej mowie Widzących zalśniły jasno i otworzył się portal. Wnętrze ziało pustką i cierpieniem. Nataniel pomógł Nicole przepchnąć bestię do wnętrza okręgu, po czym dziewczyna wykonała parę symboli dłońmi, a bestia z wrzaskiem zniknęła z tego świata. Symbole przestały świecić i natychmiast zniknęły. Nicole spojrzała na przyjaciela z uśmiechem i powiedziała słabo:

- Udało nam się.

Po czym jej oczy przyciemniały, a zmęczone ciało osunęło się w ramiona chłopaka.

- O nie, to tobie się udało. – powiedział z ulgą.

- Jestem niezastąpiona, nie to co ty. – dogryzła mu jeszcze na koniec, po czym zasnęła.

- Co za złośliwa dziewczyna. – zaśmiał się chłopak i odniósł do jej domu.

~*~


- Ugh, dalej wszystko mnie boli. – wymamrotała ciężko.

- No nic dziwnego, podobno zawsze po pierwszym użyciu magii organizm jest osłabiony, a ty z marszu odesłałaś demona. – odparł ze śmiechem Nataniel.

Minął już tydzień od przebudzenia przez Nicole magii, ale ta dalej nie doszła do siebie. Przez pierwsze dni nie mogła nawet samodzielnie wstać do toalety. Na szczęście Nataniel i rodzice okazali jej wielkie serce i moc cierpliwości.

- Ale już niedługo egzaminy. Nie mogę tak leżeć.

- Spokojnie, wszystko już załatwiłem. Nie musisz chodzić na zajęcia, ale musisz regularnie oddawać sprawozdania i projekty. Do egzaminów jeszcze zdążysz się wylizać. A przy okazji udało mi się sprawić Maxowi piękne limo pod okiem. Muszę przyznać, że całkiem nie źle mi ono wyszło. Dodaje mu drapieżności.


Na te słowa obydwoje się zaśmiali, co wywołało u dziewczyny kolejny już tego dnia napad bólu.


- Dzięki, jesteś wielki. – uśmiechnęła się do niego.

- A tak w ogóle, jak się czujesz? – zapytał nagle.

- Tak jak wyglądam, czyli beznadziejnie.

- Nie chodzi mi o to, tylko o twoją głowę. Jak psychicznie przyjęłaś magię?

- Powiem ci, że zadziwiająco dobrze. Owszem czuję się inaczej, ale nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. To jest takie dziwne uczucie wolności i przepełniającego Cię ciepła. Ciężko wyjaśnić to słowami. – zamyśliła się na moment.

- To cieszę się. Sorka, ale muszę lecieć na zajęcia. Już nie mogę się doczekać pretensjonalnego głosu profesor Diany. – sarkazm aż się wylewał z tej wypowiedzi.

- Uuu współczuję. I życzę powodzenia.


Chwilę potem pożegnali się, a dziewczyna ponownie zapadła w sen. Zdrowy i bez koszmarów.


~*~


Jak mówił Nataniel, Nicole zdążyła wydobrzeć do czasu nadejścia egzaminów. Miała sporo do nadrobienia, ale udało jej się wszystko zdać. Wznowiła również naukę zaklęć i testowania tych, które razem z magią pojawiły się w jej głowie. W tym wszystkim wiernie pomagał jej Nataniel, z którym jeszcze bardziej się zbliżyła. Kto wie, może w końcu przełamią dzielącą ich barierę i zostaną parą?


Pewnego ciepłego letniego dnia Nicole opalała się na balkonie, kiedy usłyszała, jak ktoś otwiera drzwi. Wstała sprawdzić, kto to i ujrzała w przedpokoju Nataniela. Uśmiechnęła się do niego promiennie, ale szybko spoważniała widząc minę przyjaciela.


- Czy coś się stało? – zapytała przejęta.

- Nie, to znaczy tak, ale nic złego. Po prostu właśnie dostałem informację, że przebudził się kolejny Widzący.

- To fantastyczna wiadomość! – zawołała uradowana i uwiesiła się przyjacielowi na szyi.

- No to pakuj się mała, czekan nas wycieczka do Japonii. – zakomunikował z uśmiechem.


Nicole podskoczyła z ekscytacji i nie tracąc czasu pobiegła do swojego pokoju. Nataniel zaśmiał się cicho i rozsiadł się na kanapie w salonie.


- Cholera, chyba się w niej zakochuję. – pomyślał z przerażeniem, ale i tak uśmiechnął się do siebie. Czeka ich naprawdę ciekawa podróż.


~*~*~ 

No i co Wy na to? ;) Cóż, ja wiem tyle, że zdecydowanie wole długie opowiadania, niż takie jedno-rozdziałowe. Jak widzicie bardzo przeskakuję tu w czasie, bo musiałam jakoś upchnąć wszystkie ważne informacje i zdarzenia. Czy mi to wyszło? To już zostawiam Wam do oceny ;)

Co do samego konkursu, to tak jak pisałam na Instagramie zajęłam miejsce 8 ma 13 prac. Zawsze mogło być lepiej, ale ciągle się rozwijam i mam nadzieję, że z czasem coraz lepiej będzie mi to wychodziło ;) Jeżeli chcecie się dowiedzieć czegoś więcej na temat oceny mojej pracy przez jurorów zapraszam na stronę rzeki opowieści gdzie jest dokładnie opisane co, za co i dlaczego. 

Na dziś to chyba tyle. Standardowo liczę na opinie i komentarze ;) Dziękuję również wszystkim komentującym, a jest was coraz więcej, co niezmiernie mnie cieszy :D 

Kolejny rozdział, już nawiązujący stricte do PLM za dwa tygodnie. 

Tak więc do napisania! :*

2 komentarze:

  1. Nie wiem co by tutaj napisać, jako że bardzo uwielbiam czytać całą twoją twórczość cieszę się że wrzuciłaś to opowiadanie, ale nie ukrywam, że umieram z ciekawości co tam u Sióstr <3 No cóż, opowiadanie nie jest najgorsze, ale gdyby pojawiło się w formie oddzielniego bloga nie ukrywam, nie czytałabym go; jest tam coś bardzo przewidywalnego i cały czas czuję że "to już było" mimo tego że tego jeszcze nie było, przez to jest dla mnie zwyczajnie nudne jak flaki z olejem. Mimo tego spełniaj się dalej w swojej twórczości i nie przestawaj pisać, zawzse będziesz miec mnie w postaci fanki i czekam z niecierliwością na Pozory Lubią Mylić ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    ciekawy tekst, Nicole bardzo została zraniona przez Maxa, ale z Nathaniela to wspaniały przyjaciel...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń